Dziś 40. rocznica katastrofy lotniczej w Drążdżewie. Wspomina ją Tadeusz Kruk

„W tym miejscu, 9 lipca 1981 r. zginął śmiercią lotnika por. inż. pil. Krzysztof Czerwiński, przeżywszy 29 lat. Zniknąłeś nam z oczu, ale nigdy z serc. Żegna Cię Żona z synkiem i rodzice” – takiej treści tablica i żelazny krzyż, znajdujące się w szczerym polu, informują o tragedii, która się wydarzyła przed 40 laty w obrębie wsi Drążdżewo, w powiecie makowskim.

 

Historię tego zdarzenia przybliża nam Tadeusz Kruk z Drążdżewa.

– O wspomnianej katastrofie dowiedziałem się z kilkudniowym opóźnieniem, z uwagi na nieobecność w rodzinnych stronach z powodu wakacyjnego wyjazdu. Niemniej temat od samego początku był mi bliski. Z czasem odwiedziłem miejsce tragedii po raz pierwszy. Głęboka cisza, takaż zaduma, i te przejmujące słowa pożegnania wyryte na tablicy. Potem nastąpiły kolejne refleksyjne przemarsze polną dróżką wśród zbóż i traw, zazwyczaj w towarzystwie osób mi bliskich (dodam, że zimą raczej nikt na to pustkowie nie dociera). Przy każdej nadarzającej się okazji poszerzałem swoją skromną wiedzą o tej katastrofie poprzez rozmowy z naocznymi świadkami, by jednocześnie dzielić się nią z innymi, w tym z młodym pokoleniem. I tak płynęły lata, mijały kolejne rocznice. Ktoś tam zapalił znicz, odmówił modlitwę, ktoś położył kwiaty… – opowiada Tadeusz Kruk i przytacza fragmenty oficjalnych źródeł dotyczących katastrofy.

 

Wzmiankę można znaleźć m.in. w książce płk dr inż. Józefa Zielińskiego „Pamięci lotników wojskowych 1945-2003”: Pilot wystartował na samolocie MiG-21 z lotniska zapasowego Szymany i wykonywał lot nad chmurami na przechwycenie w składzie pary. Ostatnią korespondencję pilot prowadził na wysokości 4500 metrów, miał wykonać wznoszenie do wysokości 10500 metrów. W 37 minucie lotu samolot pionowo zderzył się z ziemią w rejonie miejscowości Drążewo [winno być Drążdżewo – przyp. TK]. Pilot zginął. Samolotu nie wydobyto z ziemi. (…). Prawdopodobną przyczyną katastrofy było zasłabnięcie pilota, co uniemożliwiło sterowanie samolotem i opuszczenie go z użyciem fotela katapultowego.

Jak przyznaje Tadeusz Kruk próżno szukać informacji o tej tragedii w ówczesnych środkach masowego przekazu. Mimo to, jej przebieg przetrwał w zbiorowej pamięci mieszkańców Drążdżewa i okolic.

– Przed trzema laty łaskawy los sprawił, że skontaktowała się ze mną siostra poległego pilota. Chodziło głównie o odnowienie krzyża i bieżące utrzymanie porządku w miejscu tragicznej śmierci jej brata, gdyż z racji odległości (500 km) nie jest w stanie podołać temu zadaniu. Przy zaangażowaniu własnym i rodziny chętnie spełniłem tę prośbę, a serdeczny odzew podsunął mi myśl, żeby tę akcję uznać za początek stałej pieczy nad miejscem tragicznej katastrofy. W ubiegłym roku miałem przyjemność poznać osobiście brata nieżyjącego pilota. Przybył wraz z małżonką na miejsce tragedii i do kościoła na Mszę św. za spokój duszy śp. Krzysztofa w 39. rocznicę jego śmierci. Następnie sympatyczni Goście podzielili się wspomnieniami, dzięki którym poznałem jak silne łączyły ich więzi rodzinne z Krzysztofem. Śmiem twierdzić, że On na zawsze pozostał we wdzięcznej pamięci najbliższych, co tak dobitnie podkreśla przytoczona inskrypcja: „Zniknąłeś nam z oczu, ale nigdy z serc” – opowiada.

Korzystając z okazji i wspominając rocznicę Tadeusz Kruk zwraca się do lokalnych działaczy i decydentów o godniejsze uczczenie pamięci pilota Krzysztofa Czerwińskiego na drążdżewskiej ziemi (np. tablice – memoratywna i informacyjna), deklarując ze swej strony aktywną pomoc w realizacji przyszłych inicjatyw i przedsięwzięć.

 

ren

Fot. pilota ze zbiorów rodziny, pozostałe 3 zdjęcia Tadeusz Kruk

Sprawdź również
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Moje imię 44
Moje imię 44
2 lat temu

Jak pilota wyciągnęli z wraku skoro myśliwca nie wyciągali? . Druga strona to musiał głęboko się wbić

Ddd
Ddd
2 lat temu
Reply to  Moje imię 44

Wcale nie wyciągnęli,pamiętam jaki to był huk chociaż dzieli mnie ponad 10 km. Pozbierali tylko jakieś drobne szczątki podobno a podejmowali próby wydobycia wraku ale im bardziej kopali tym głębiej się zapadał,swoją drogą taki huk słyszałem jeszcze za kilka lat jak niewybuch urwal nogę chłopakowi na Nowej Krępie