Dla Boga porzuciła ziemską miłość. Świadectwo powołania do klasztoru Kapucynek w Przasnyszu

Na profilu mniszek Klarysek – Kapucynek z Przasnysza opublikowano wzruszającą opowieść jednej z sióstr, która dla ubogiego, wypełnionego modlitwą życia w klasztorze porzuciła miłość do narzeczonego. Spisane w 1994 roku świadectwo jest historią powołania młodej kobiety, która pewnego dnia usłyszała: „Zostaw to wszystko, zostaw to małe szczęście i pójdź za Mną!” i za tym wezwaniem podążyła.

 

Świadectwo siostry, która opowiedziała o wstąpieniu do klasztoru w Przasnyszu, publikujemy w całości:

Bóg zażartował sobie z moich marzeń o przyszłości, z narzeczeństwa, z najwznioślejszych uczuć młodzieńczych, z tego wszystkiego, co wabiło wzrok i więziło serce. Byłam szczęśliwą dziewczyną. Lubiłam tańce, towarzystwo, piesze wędrówki i długie podróże.

Wydaje mi się, że już wtedy „po franciszkańsku” zachwycałam się przyrodą, ludźmi, dziełami ich rąk… i podświadomie wielbiłam w nich Boga.

I zdarzyło się, że Chrystus, przechodząc obok mnie, wejrzał na mnie – rozbawioną i szczęśliwą – jak kiedyś na Piotra przy sieciach, jak na Jakuba, Jana i innych swoich uczniów, i rzekł: „Zostaw to wszystko, zostaw to małe szczęście i pójdź za Mną!”.

 

I runął domek z kart. Coraz bardziej stanowczo Jezus mnie wzywał. Odpowiedziałam: „Pójdę za Tobą, Panie, ale mnie prowadź i mów, co mam czynić?”.

Oczywiście, jeszcze długo droczyłam się z Panem Bogiem, jeszcze rzucałam pytania: „Panie, dlaczego mnie wzywasz? Jest tyle innych. Czy potrafię, czy sprostam?”… Bałam się odpowiedzialności… I nadszedł moment decyzji, i wiedziałam, że to nie przymus, ale pełne miłości zaproszenie: „Jeśli chcesz…”.

Wtedy oznajmiłam narzeczonemu: „Nie wybrałabym innego spośród ludzi. Jesteś najszlachetniejszym, najwspanialszym człowiekiem, ale wybacz, Bóg powołuje mnie do zakonu, pragnę sprostać temu wezwaniu. Musimy oboje uszanować Jego wolę”.

Czy byłam bez serca? Nie byłam bez serca, właśnie miałam serce. Nie tylko kochające, ale i ufne. Wierzyłam, że Ten, który dokonał we mnie takiej przemiany, da potrzebne łaski mojej sympatii, aby jego życie było owocne na ziemi i zasługujące dla nieba… i o to się modliłam.

Bóg każdego wzywa po imieniu i każdego w inny sposób. Na mnie, jako na osobę słabą, Bóg działał właśnie przez uczucie. Będąc powołaną, czułam się jednocześnie bardzo zakochaną, zaangażowaną uczuciowo. Właśnie wtedy zrozumiałam, że najszlachetniejsza miłość między ludźmi jest tylko namiastką w porównaniu z miłością Bożą, miłością nadprzyrodzoną. Wtedy doświadczyłam na sobie prawdziwości słów Świętego Pawła: „Nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20).

 

W istocie powołanie jest czymś niewysłowionym. Czuję się powołana, ale żeby to wyrazić słowami, musiałabym użyć ich tysiące, a i tak nie wyraziłabym tej rzeczywistości. To rzeczywistość nadprzyrodzona. To tajemnica, którą próbujemy wyartykułować, ale są to tylko próby. Jestem siostrą kapucynką i nie potrafię do końca określić, czym jest powołanie. Jedyny jego sprawdzian to wierność złożonym ślubom – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, wierność idei franciszkańskiej i klariańskiej.

W nieustannej modlitwie i radosnej pokucie pragnę dopełnić złożonej ofiary za tych, których Bóg postawił na drodze mego życia i za wszystkich, których zbawienie uzależnione jest od mojej modlitwy i ofiary.

 

 

Sprawdź również
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments