Emerytura to czas wolny od planowania – z dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Przasnyszu, Arkadiuszem Siejką rozmawiamy o szkole, pracy i przyszłości

W piątek, 23 czerwca w czasie uroczystości z okazji zakończenia roku szkolnego, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 Arkadiusz Siejka, przekazał zarządzenie placówką swojej następczyni – Justynie Kaliszewskiej. Z najdłużej zarządzającym dyrektorem w historii miejskiej oświaty, rozmawiamy dziś o zmianach jakie zaszły na przestrzeni lat i o tym, co w szkole jest najważniejsze.

 

Ma Pan ponad 40-letnie doświadczenie w edukacji, jak długo pracuje Pan w Szkole Podstawowej nr 1 w Przasnyszu?

Z przasnyską oświatą związany jestem 41 lat. Rozpoczynałem pracę w 1982 roku w Szkołach nr 1 i 2 przez dwa lata. Później pracowałem w pełnym wymiarze w Szkole Podstawowej nr 2. W latach 1990 – 1992 byłem wizytatorem delegatury kuratorium w Ostrołęce – delegatura w Przasnyszu i wówczas w nadzorze miałem między innymi SP nr 1. Pierwszego maja 1996 roku zostałem dyrektorem tej placówki.

 

Kiedy został Pan wybrany na dyrektora miał Pan na pewno jakiś plan, jakąś wizję szkoły i swojej pracy…

Kiedy objąłem funkcję dyrektora, zacząłem używać określenia firma. I to nie do końca się wszystkim nauczycielom wówczas podobało. Szkoła i firma –  to się jakoś kłóciło. Uważałem jednak, że poza sferą duchową, szkoła jest także firmą usługową. Rzecz w tym, żeby te usługi były wykonywane jak można najlepiej i żeby klient był zadowolony. Wierzę, że taka zmiana w myśleniu o szkole nastąpiła również wśród pracowników. Ludzie sobie uświadomili, iż od jakości świadczonych usług zależy to, czy klient będzie, czy go nie będzie.

 

Przez te wszystkie lata, kiedy pełnił Pan swoją funkcję, zmieniało się jednak nie tylko myślenie o szkole, ale również sam budynek, zmieniały się władze w Przasnyszu, czyli organ prowadzący, uczniowie, nauczyciele, sposób uczenia, choć pewnie tu zmiany zachodzą nieco wolniej…

Jeśli chodzi o szkołę jako budynek, postęp  jest faktycznie ogromny. Opowiem pewną anegdotę. Byłem kiedyś u znajomych, na sąsiadującym ze szkołą osiedlu i byli tam również ich przyjaciele z zagranicy. W pewnym momencie zapytali, czy budynek naszej szkoły jest opuszczony… To były lata 80. Myślę, że wiele to mówi, jak wówczas szkoły wyglądały, jaka była bieda. Szkoła zmieniła się więc bardzo: termomodernizacja, nowa hala, otoczenie.

Chciałbym bardzo mocno podkreślić, że Przasnysz zawsze o oświatę dbał, oczywiście na miarę swoich możliwości. Miałem kontakt z pięcioma burmistrzami. Pracowałem jako radny miejski z panem burmistrzem Henrykiem Napiórkowskim, jako dyrektor z burmistrzami: Stanisławem Nowickim, Zenonem  Lendzionem, Waldemarem Trochimiukiem i teraz Łukaszem Chrostowskim. Każdy z nich wyznaczał jakieś etapy, ale co podkreślałem publicznie kilkakrotnie i podkreślę jeszcze raz, zawsze, na miarę możliwości, władze miasta bardzo dbały o oświatę. Budynki szkolne się zmieniały i to też jest znak postępu.

Przemiany samej szkoły… oczywiście też są, choć to jest taki typ instytucji, który ze swej natury zawsze będzie trochę zachowawczy, trochę tradycyjny. Oczywiście szkoła powinna się zmieniać i dostosowywać do bieżących realiów, ale taka lekka zachowawczość tej instytucji wcale nie jest zła.

 

Na funkcjonowanie szkoły ma wpływ również w jakimś stopniu polityka. W Polsce kolejni ministrowie edukacji na oświatę mieli bardzo różne pomysły. Reform szkolnictwa było sporo, rozmaitych zmian, ot choćby najważniejszej, czyli utworzenia gimnazjum, potem likwidacji, po mniejsze jak nauka sześciolatków, nauka zdalna w czasie pandemii, wprowadzanie mundurków, kuchni bez soli, a potem jednak z odrobiną soli i pewnie wiele innych. Czy te, czasem nagle podejmowane decyzje, utrudniały pracę dyrektorom?

Jakkolwiek się to działo, to podstawową funkcją szkoły jest chronić dzieci. W związku z tym tu należy unikać jakiś wstrząsów i tak staraliśmy się funkcjonować. Bo to co myślą dorośli to jedno, a dzieci powinny mieć względny komfort i poczucie bezpieczeństwa. Choć nie ma co ukrywać, niestety nie zawsze zapewnienie tego stanu się udawało.

I tak jak byłem przeciwny szkole sześcioletniej, tak później byłem przeciwny szkole ośmioletniej. Szkoła to nie jest instytucja, którą co kilka lat można miotać. Tu jest potrzebna organizacyjna stabilność, przynajmniej do pewnego stopnia. Częste dokonywanie głębokich zmian systemowych zawsze wiąże z niepotrzebnymi emocjami, frustracjami… A czy one w jakiś zasadniczy sposób pchnęły oświatę do przodu? Szczerze mówiąc, nie wiem…

 

Wróćmy do samej Szkoły Podstawowej nr 1. Za Pana kadencji placówka stała się szkołą przyjazną dzieciom z niepełnosprawnościami. Kiedy pojawiła się potrzeba, by stworzyć oddziały integracyjne?

To, że nasza szkoła ma oddziały integracyjne, jest niewątpliwą zaletą placówki i również przejawem wyjątkowego klimatu szkoły. Obecność uczniów niepełnosprawnych kształtuje poczucie troski i myślenia o innych. A to są dla mnie w edukacji szalenie ważne rzeczy. Początek tej historii w Przasnyszu, to oddział integracyjny w Przedszkolu nr 2. Później u nas pojawił się niepełnosprawny uczeń. Szukaliśmy dla niego pomocy, nawiązaliśmy kontakt ze stowarzyszeniem „Po pierwsze rodzina” i oni zainspirowali nas do utworzenia klas integracyjnych.

 

Za utworzeniem oddziałów szło również dostosowanie budynku do potrzeb osób z niepełnosprawnościami…

To nawet nie jest rzecz w budynku, bo to skutek uboczny. Bardziej chodziło o przemianę w głowach ludzi. Trzeba było wszystko poskładać, pokazać, że dziecko z niepełnosprawnościami, tak samo jak dziecko zdrowe, może funkcjonować w zwykłym środowisku szkolnym.

 

Niewątpliwie, ta przemiana społeczna się udała.

Sądzę, że tak. Kiedyś, a dla mnie była to sytuacja absolutnie wzruszająca, uczniowie grali w piłkę halową i uczestniczący w lekcji chłopiec z wózka przeniósł się na materac i wcielił się w rolę bramkarza. Pamiętam również wzruszenie matki dziecka niepełnosprawnego, dojeżdżającego od roku do naszej szkoły. Miała łzy w oczach, bo po raz pierwszy jej niepełnosprawne dziecko otrzymało świadectwo z paskiem. To były momenty autentycznej satysfakcji i poczucie, że to co robimy, jest ważne.

 

Z czego jest Pan dziś najbardziej dumny?

Na pewno z utworzenia w szkole oddziałów integracyjnych oraz stworzenia zespołu pracowników, który umie i chce ze sobą pracować. Zaczynając pracę jako dyrektor, bardzo chciałem, żeby uczniowie, ale również nauczyciele, traktowali tę szkołę, jako miejsce przyjazne. Zapewne nie udało się zadowolić wszystkich, bo tak nigdy nie jest, ale mam nadzieję, że w części tak. Myślę, że Szkoła Podstawowa nr 1 jest miejscem życzliwym dla uczniów, nauczycieli i rodziców. I przy tej okazji chciałbym tym wszystkim osobom podziękować, bo to właśnie uczniowie, nauczyciele i rodzice sprawiali, że  odczuwałem satysfakcję z pracy. Do oświaty trafiłem w sumie z przypadku i okazało się, że to było moje miejsce. Praca bezpośrednio z ludźmi jest naprawdę fajna.

 

Pokusi się Pan o ocenę oświaty polskiej?

Daleki jestem od jakiegoś generalnego oceniania oświaty, choć oczywiście mam swoje spostrzeżenia. Sądzę, że w Polsce uczniowie są przeładowani ilością godzin. Ona jest koszmarnie duża. Jeżeli dziecko w szkole podstawowej spędza 7 godzin, do tego dołożymy pracę domową, jakieś dodatkowe zajęcia, to często okazuje się, że pracuje 10 godzin dziennie, czyli dłużej niż dorosły. Nie ma nawet czasu, by się  ponudzić, a ma do tego prawo. Więc godzinowo, nauka w szkole jest bez wątpienia przeładowana. Tymczasem każdy kolejny minister, który przychodzi, uznaje za stosowne, żeby coś dorzucić, nigdy żeby czegoś ująć. I tak mamy edukację dla bezpieczeństwa, mamy wychowanie do życia w rodzinie, doradztwo zawodowe i tak dalej. Wszystko w dobrej wierze, ale jak zaczynamy sumować, to łącznie daje nam to potężną ilość godzin w szkole i efekt w postaci przemęczonych, przepracowanych dzieci.

Myślę, że w szkole też więcej uwagi należałoby poświęcić praktycznemu zastosowaniu zdobywanej wiedzy. Jesteśmy za bardzo teoretyczni. Chociaż zupełnie przyzwoicie jako kraj wypadamy na tym polu w badaniach międzynarodowych PISA, to myślę, że wciąż za mało uwagi poświęca się przygotowaniu  do współczesnego życia. Wiedzę możemy w jakiś sposób zdobyć z innych źródeł, szczególnie dziś nie ma z tym problemu, ale trzeba umieć ją zastosować w praktyce, a to okazuje się nie zawsze takie łatwe.

Ponadto obawiam się, że jeżeli będzie postępowała degradacja zawodu nauczycielskiego, szkoła przestanie być miejscem pierwszego wyboru dla młodych ludzi poszukujących zatrudnienia. Do szkoły będą przychodzili ci, którzy nie znaleźli miejsca na rynku pracy. I to już się dzieje. W małych miastach oświata to jest jeszcze jakiś wybór, ale w dużych, gdzie możliwości rozwoju jest więcej, już to obserwujemy. Nam powinno zależeć, żeby poziom kadr był dobry. Oczywiście nigdzie na świecie nie jest tak, że najlepsi idą do oświaty, bo ci szukają miejsca w biznesie, w pracy naukowej, ale nie możemy dopuścić do sytuacji, że oświata będzie miejscem ostatniego wyboru pracy.

 

Postanowił Pan przejść na emeryturę. Teoretycznie naturalna kolej rzeczy i życia zawodowego, ale jednak podejmowana z różnych powodów… Pan kończy nie tylko pracę na stanowisku dyrektora, ale także jako pedagog, nauczyciel…

Zawsze lubiłem pracę nauczycielską, lubiłem być wychowawcą, sprawiało mi to wiele przyjemności. I dziś poza jakimiś powodami osobistymi, bo są oczywiście i takie, jednym z powodów odejścia na emeryturę jest poczucie, że powoli jest we mnie coraz mniej pasji. A nauczyciel bez pasji, bez emocji, staje się co najwyżej rzemieślnikiem, a w jakimś sensie, powinien być też trochę artystą. Tej pasji pewnie też ubywa z wiekiem, niemniej jeżeli się lubi swoją prace i ludzi, z którymi się pracuje, to trzeba po prostu w pewnym momencie odejść, żeby nie robić innym krzywdy (śmiech- red.).

 

Czy ma Pan jakieś rady dla swoich następców?

Choć nauczyciele mają to do siebie, że lubią radzić i pouczać, bo to jest takie zwichnięcie zawodowe, to raczej daleki jestem od udzielania dobrych rad publicznie. Powiem tyle: myślę, że moja następczyni bardzo lubi swoją pracę, a to daje gwarancję, że wszystko będzie dobrze.

 

Zdradzi nam Pan swoje plany na emeryturę?

Na dziś powiem tak: emeryturę wyobrażam sobie, jako czas, w którym nie ma przymusu planowania. Być może one się pojawią w którymś momencie. Ale o tym na razie nie myślę.

 

Rozmawiała: Renata Jasińska

 

Sprawdź również
Subscribe
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marek (prawdziwy)
Marek (prawdziwy)
10 miesięcy temu

Takich ludzi już coraz mniej…
Zatem proszę odpoczywać 😉. Zasłużył Pan jako mało kto.

Alina
Alina
10 miesięcy temu

Wspaniały człowiek,nie jak inni tylko politykują i obrażają się na wzajemnie, brawo Panie Arku

Przasnyszanin
Przasnyszanin
10 miesięcy temu

Felix natalis.

Waldemar
Waldemar
10 miesięcy temu

Właściwy Człowiek na właściwym miejscu.

Krzysztof
Krzysztof
10 miesięcy temu

Arku, kto by pomyślał… Czas punktuje nas nieubłaganie.. Trzymam kciuki za Twoje dalsze szczęśliwe życie.

Ata
Ata
10 miesięcy temu

Rzemieślnicy poczuli się urażeniu. To oni swój zawód wykonują z pasją i artyzmem.

A.S.
A.S.
10 miesięcy temu

Chciałbym aby moje dzieci miały w szkole takiego wychowawcę jakim był Pan Siejka. Wspominam go jako człowieka prawie zawsze uśmiechniętego i przyjaznego. Miał dobry kontakt z nami – dzieciakami, ale potrafił też być stanowczy i nie dałby sobie „wejść na głowę”. Było sympatycznie i wesoło ale były granice, których uczeń nie powinien przekraczać. Mieliśmy organizowane wyjazdy na przedstawienia, wycieczki, „biwaki”, imprezy, itp. Do dziś pamiętam jak z kilkoma rodzicami uczył nas tańczyć w parze – chłopak z dziewczyną (była to 4 lub 5 klasa podstawówki). Można by dużo wspominać i wyliczać. Gdzie dziś znaleźć takiego wychowawcę? Jeśli tacy istnieją, to… Czytaj więcej »