„Trochę już żyję na tym świecie, więc wiem, że marzenia się spełniają”. Damian Bury opowiada nam o karierze, przeszłości, planach i wszechobecnym hejcie
Damian Bury w swojej zawodowej karierze wcielał się już w role policjantów, lekarzy, zabójców, porywaczy… Jego historia z telewizją zaczęła się od pewnego prezentu urodzinowego, który zrobił sam sobie… Przeczytajcie.
Na początek proszę powiedzieć jak długo już Pan gra w serialach i w jakich produkcjach mogliśmy do tej pory Pana oglądać
Moja profesjonalna przygoda z telewizją zaczęła się w roku 2017. Wystąpiłem w wielu produkcjach, dla różnych stacji telewizyjnych. Można zobaczyć mnie miedzy innymi w takich serialach jak: Kuchnia, Rodzinny Interes, 48h.Zaginieni, Kochane Pieniądze, Rozwód. Walka o wszystko, Korona Królów, Szpital, Miłość Na Zakręcie, Sekrety Rodziny, Gliniarze oraz kilku innych, których nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
A w jakie role się Pan wcielał?
Z racji moich predyspozycji, częściej zdarza mi się otrzymywać role bandytów, przestępców, ludzi z półświatka. Choć również w swoim portfolio posiadam role czułych, troskliwych ojców, mężów czy kochanków. Jednymi z bardziej wyrazistych ról, w które się wcieliłem były role np: śledczego, lekarza, mecenasa, zabójcy, ofiary zbrodni, porywacza… pozostałe role, to role typowo obyczajowe, brat, ojciec, mąż itp.
Sporo tego… któraś w sposób szczególny zapadła Panu w pamięci, dała więcej satysfakcji?
Łatwiej chyba odnajduję się w rolach agresora… (śmiech –red.), rolach dynamicznych. Co prawda sceny takie jak, bójki, ucieczki oraz szybkie zmiany akcji są trudniejsze do zrealizowania, od ról statycznych, gdzie np. siedzimy przy stole i pijemy kawę. Role, a raczej sceny w których się coś dzieje, wymagają ogromnego skupienia, wyczucia czasu oraz maksimum ostrożności.
Najwięcej stresu, ale też satysfakcji sprawiają mi role w których muszę się wykazać, role wymagające, role przy których inni musieliby wyjść ze swojej „strefy komfortu”. Ja mam to szczęście, że na planie filmowym moja strefa komfortu jest równa zeru.
Przykładem roli, która choć była trudna, to jednak dala mi dużo satysfakcji, jest rola ofiary w rekonstrukcji zbrodni w Magazynie Kryminalnym 997. Abstrahując od artystycznego wymiaru materiału, jest w nim przedstawiona prawdziwa historia, która się wydarzyła. Dla mnie sam moment zdjęć jest fajną przygodą, jednak po wszystkim zostają „te” myśli. Myśli o losach tego człowieka, tragedii jaka go spotkała, o rodzinie i znajomych, którzy być może to oglądają i widzą we mnie osobę bliską oraz często niewyjaśnione do końca, ostatnie chwile życia ich syna, męża, brata itp.
Zawsze Pan marzył żeby zostać aktorem? Czy raczej ta możliwość pojawiła się przypadkiem?
Już jako 13, 14-latek, miałem jasno sprecyzowane, co chciałbym w życiu robić i jak powinno potoczyć się moje życie. Wychowywałem się w dość osobliwym środowisku, gdzie nie było żadnej możliwości rozwoju, zresztą czasy były dość toporne, był to okres przejściowy miedzy ustrojami. Możliwości były, ale w wielkim mieście. Nie byłem jak inne dzieci, wydaje mi się, że byłem bardziej odważny, pewny siebie, bardziej dojrzały niż rówieśnicy. Bylem dzieckiem bardzo wrażliwym, ciekawym świata. Oczywiście zdarzało się, że pozwalałem sobie na wiele więcej. Już wtedy zauważyłem, że jak opowiadałem rówieśnikom, o swoich marzeniach dotyczących mojego rozwoju artystycznego czy planach na przyszłość, to oni reagowali śmiechem, czy kpiną. Nie było to dla nich wyobrażalne, więc w pewnym momencie przestałem o tym z kimkolwiek rozmawiać. Zostałem sam ze swoimi ambicjami i marzeniami, w zasadzie bez żadnego wsparcia. Na początku lat 90. wyjeżdżałem na zachód. Widziałem rzeczy, które przyszły do nas dekady później, oglądałem w domu zagraniczną telewizję. Dzięki tym doświadczeniom mój światopogląd się bardzo zmienił. Miałem marzenia i plan, jak chciałbym, żeby to wszystko wyglądało. W zasadzie od tamtego czasu czułem, że moje miejsce jest przed kamera, za mikrofonem, w przestrzeni publicznej. Musiałem tylko znaleźć drogę, żeby się tam dostać. To była wyboista i karkołomna droga. Oczywiście w szkole podstawowej czy średniej brano mnie na akademie, do recytacji wierszy bądź śpiewania piosenek. Byłem uzdolnionym artystycznie dzieckiem, nauczyciele widzieli we mnie potencjał, jednak był to potencjał zatracony.
Lubił Pan te szkolne akademie?
Nie ukrywam, że te akademie mierzwiły mnie trochę, czułem jak słabe to jest. Ja już wtedy oczekiwałem czegoś więcej. Nigdy nie planowałem być aktorem, co prawda brałem pod uwagę to, że mogę raz na jakiś czas gościnnie zagrać, ale nie notorycznie. Czułem, że mam te umiejętności. Chciałem być wokalistą, pisać własne teksty, muzykę, występować na scenie. Z powodu braku możliwości oraz wsparcia, muzyka musiała zejść na drugi plan. Aktorstwo wiec, stało się substytutem tego co chciałem zrealizować.
Wydeptanie własnej ścieżki było trudne?
Czas mnie gonił, musiałem podjąć decyzję, czy dalej czekać na mannę z nieba, czy zacząć robić coś pokrewnego, coś co jednak mieści się również w ramach mojego celu.
Jako dwudziestokilkulatek próbowałem swoich sił na polu muzycznym. Nagrywałem dema piosenek i wysyłałem je do różnych ludzi w kraju, jednak bez większego zainteresowania. Zainteresowanie się zdarzało jednak poza granicami naszego kraju. Barierę stanowiły odległość i możliwości finansowe. Jako młody chłopak wziąłem również udział w jednej z edycji muzycznego programu Idol. Zabawa była przednia, jednak wtedy też zrozumiałem, że takie programy, to nie jest miejsce dla mnie. Zgłosiłem się również do agencji castingowej, jednak wymagane było portfolio, którego nie posiadałem, a które w tamtym czasie kosztowało około 1000 zł, gdzie najniższa krajowa to było coś około 500 zł do ręki. Nie miałem tych pieniędzy, wiec wpadłem na genialny pomysł, że sam sobie zrobię takie zdjęcia. Tak też zrobiłem, zawiozłem zdjęcia do agencji, wypełniłem formularz. Dziewczyna z agencji castingowej podziękowała i kazała czekać na telefon… Czekałem i czekałem. W miedzy czasie studiowałem i o robieniu jakiejkolwiek kariery zapomniałem.
I podjął Pan kolejną próbę…
Po około 3 latach przypomniałem sobie o tej agencji i postanowiłem zadzwonić. Okazało się, że dziewczyna nie pracuje i zabrała cale zgromadzone portfolio. Dodam, że w tamtych czasach nie tak łatwo było się dostać komuś z ulicy przed kamerę. I tak cenne życie uciekało mi przez palce podczas gdy ja zanurzałem się w szarości i rutynie życia. Trwało to do momentu, kiedy na koncercie Kayah spotkałem znajomego, Nazara (tak, tego piosenkarza z lat 90′). Opowiedziałem jak się sprawy mają, na co on powiedział: „zrób coś w tym kierunku, bo to już najwyższy czas!”. Wziąłem sobie jego słowa do serca i poszedłem za rada.
Zrobiłem sobie prezent urodzinowy i zgłosiłem się ponownie do innej agencji castingowej. Po castingu w przeciągu tygodnia dostałem angaż do roli pierwszoplanowej. To był strzał w dziesiątkę! Później zaczęły pojawiać się kolejne angaże i tak oto, znalazłem się w miejscu, w którym, jestem obecnie. Bez protekcji czy układów. Nikt mi nic nie dał, wszystko sobie wypracowałem, dzięki wierze w swoje możliwości i determinacji.
I jak wypadło pierwsze nagranie?
Muszę przyznać, że dość lekko i łatwo jak na pierwszy raz. Była to pierwszoplanowa rola, zagrałem właściciela agencji towarzyskiej w serialu SOS – Ekipy W Akcji. Na planie zdjęciowym czułem się dość pewnie, tak jak bym to robił już od dawna – może dlatego, że czasem wyobrażałem sobie grę na planie.
Czy była trema, stres? Czy kamera onieśmiela?
Nie! (śmiech) Oczywiście troszkę się tremowałem przed planem, ale w trakcie czułem się swobodnie i nie miałem czasu myśleć o stresie. Stres zaczął pojawiać się dopiero później, w kolejnych produkcjach, w momencie, kiedy apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia, a ja zacząłem traktować to wszystko bardzo poważnie. Obecnie, przed planem czasem też jest stres, ale do pierwszego klapsa. Po komendzie „akcja” cale ciśnienie gdzieś uchodzi.
Jestem niewolnikiem siebie i dużo od siebie wymagam. Jedną z moich wad jest dążenie do perfekcji. Chciałbym od razu wszystko zrobić według swoich wymagań, za pierwszym zamachem, od początku do końca, bez pomyłek, bez mrugnięcia okiem. Niestety, nie zawsze tak się da. Dlatego sam zadaje sobie katusze i niepotrzebnie się stresuję (śmiech).
Na pewno kamera pogrubia. Mimo tego, że na planie zdjęciowym jest dużo ludzi, czasem również przechodnie, którzy przystają i przyglądają się, ja nie mam z tym problemu. W trakcie nagrania jestem bardzo skupiony, wchodzę w inna przestrzeni, inny stan i nie dostrzegam kamer oraz innych osób z ekipy. Na moment nagrania, tworzy się bańka szklana, która oddziela mnie od świata zewnętrznego, może się wtedy palić i walić. Oczywiście wymaga to ogromnego skupienia. To trochę jakby mój mózg wypierał to, co jest w tle, do tego stopnia, że czasem nie wiem, w którym miejscu jest kamera.
A jak wygląda w Pana przypadku przygotowanie do roli?
To zależy od ilości tekstu i scen. Generalnie uczę się z wersji papierowej scenariusza, nauka z urządzeń elektronicznych jest dla mnie niewygodna. Jeśli jest niewiele tekstu, to zwykle uczę się dwa dni przed zdjęciami. Jednego dnia uczę się, a następnego przypominam sobie. Sen ma zbawienny wpływ na utrwalenie zapamiętanego materiału. Jeśli materiał jest obszerny, np. 12 scen wtedy zaczynam naukę kilka dni wcześniej, żeby nie przemęczać umysłu, a codziennie przyswoić część materiału. Przywiązuję ogromna wagę do znajomości tekstu. Tak zwane w „w nocy, o północy”. (śmiech). Perfekcyjne przygotowanie chroni mnie przed pomyłkami, czy czarnymi dziurami, które czasem się zdarzają. Mając opanowany tekst nie skupiam się już wtedy na szukaniu jego w głowie tylko na samej grze. Mam wtedy dużo czasu w trakcie ujęcia, żeby pomyśleć co chcę zrobić, jak zaintonować wypowiadany tekst, jak zagrać, lub zareagować na tekst lub gesty moich współbohaterów. Mam taką zasadę, że na plan zdjęciowy scenariusza nie przynoszę. Oczywiście proces uczenia się roli ułatwia mi telefon, na który nagrywam kwestie pozostałych bohaterów i tak „razem” ćwiczymy dialogi. W trakcie uczenia się roli, powoli w mojej wyobraźni wyłaniają się i formują obrazy bohaterów, sytuacji, przedmiotów, ruchów. Mówiąc kolokwialnie, oczami wyobraźni widzę całą scenę. Naturalnie w zderzeniu z rzeczywistością, moja wizja różni się, od wizji reżysera, lokalizacji, warunków panujących, możliwości planu, czy ustawienia postaci, ale nieznacznie.
Jakie to uczucie oglądać się na ekranie?
Z pewnością całkiem inne niż oglądanie siebie na VHSie z wesela (śmiech –red.). Materiał telewizyjny, to materiał profesjonalny, odpowiadający pewnym standardom, co do rozdzielczości obrazu, ostrości, ścieżki dźwiękowej, dostosowania oświetlenia, korekcji barw, itd.
Poza tym, na finalny materiał emisyjny pracuje wiele osób, począwszy od reżysera, poprzez operatorów kamery, dźwiękowca, oświetleniowca, rekwizytora, garderobę, make-up, montażystów i wiele innych osób.
Tak wiec, to co widać na ekranie to wynik zespołowej pracy. Oczywiście, to ja na ekranie wiodę pierwsze skrzypce, ale pod czujnym okiem wykwalifikowanych osób, wiec jeśli reżyser mówi, że jest dobrze, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko się z tym zgodzić. Mimo tego, że czasem czuję pewien niedosyt. Inną kwestią jest to, że na ekranie ukazany jest bohater, a nie ja prywatnie. Oczywiście nie przepadam za oglądaniem siebie w telewizji. Oglądam siebie z czysto technicznego punktu widzenia i dlatego materiał telewizyjny nie wzbudza we mnie poczucia wstydu i zażenowania, tak jak w przypadku amatorskich filmów z wesela.
A towarzyszy Panu ta świadomość, że często w zależności oczywiście od produkcji, oglądają Pana setki tysięcy, a może nawet miliony ludzi?
Czasem, całkiem niespodziewanie uświadamiam to sobie i wtedy jest takie, wow, bardzo budujące. Na co dzień jednak w ogóle o tym nie myślę.
Dla mnie najważniejsze jest to, że zostawiam trwały ślad mojej pracy, do którego można wrócić w każdej chwili, chociażby poprzez serwisy streamingowe. Każdy może moją pracę ocenić. Miłe jest również to, że dzięki mojej grze dostarczam innym rozrywki, relaksu czy odskoczni od trudów codzienności. Dość zabawną rzeczą jest to, że właśnie dzięki telewizji, moja rodzina czy przyjaciele w kraju i za granica, z którymi nie widuję się już długie lata, mogą mnie systematycznie oglądać. To trochę tak, jak bym był z nimi. Fajna sprawa.
Czy zdarza się, że ludzie zaczepiają Pana na ulicy?
Czasem ktoś przystanie i zapyta: „to pan?” Czy to na ulicy czy w urzędzie. Częściej ludzie przyglądają mi się uważnie. Ja wtedy szybko spuszczam głowę w dół i udaję, że nie widzę albo szybko się oddalam (śmiech). Choć zdarzają się czasem i zabawne sytuacje.
Wspominał Pan, że o swoich zawodowych planach nie mówił nikomu. Jak zatem na profesję zareagowali: rodzina, znajomi, przyjaciele?
Szczerze mówiąc, na początku było wielkie zaskoczenie. Obecnie emocje już opadły i każdy przywykł. Myślę, że nie robi to już na nikim większego wrażenia.
Musze przyznać, że otrzymałem i otrzymuję, bardzo dużo miłych słów odnośnie mojej gry na ekranie i bohaterów, w których się wcielam. Znajomi czy też osoby obce wysyłają mi na social mediach, zdjęcia i filmiki ze swoich telewizorów, na których ekranach goszczę. Dzięki temu wiem, kto ma jaki telewizor… (śmiech – red.). Oczywiście to bardzo miłe i dziękuje serdecznie za okazanie zainteresowania. Dziękuje za docenienie mojej pracy.
A czy z racji publicznego wizerunku, wykonywanego zajęcia, zdarzają się jakieś negatywne opinie bądź hejt?
Mimo tego, iż w telewizji pojawiam się już od dość długiego czasu, to na szczęście negatywnych opinii na temat moich umiejętności aktorskich nie słyszałem, nawet od tak zwanych „gumowych uszu”. Zawsze są to mile słowa, niektórzy wręcz celebrują moje role i mówią o tym z ogromna fascynacją, co nie ukrywam zawstydza mnie trochę.
Odnośnie hejtu… to jest rak naszych czasów! Rozumiem, że można mieć opinie na jakiś temat, skrytykować pozytywnie lub negatywnie, ale uważam, że powinno to mieć, przede wszystkim klasę, zasadność i czemuś służyć. Na pewno nie dokuczaniu, czy poniżeniu drugiej osoby. Warto byłoby, żeby opinie podparte były jakimiś faktami, doświadczeniem, a nie czyjąś frustracją, złośliwością, potrzebą odreagowania swoich problemów czy nieudolności.
Zatrważające jest z jaka łatwością i lekkością ludzie w Internecie wylewają swoje opinie czy złośliwości wobec drugiego człowieka. Takie zachowanie jest godne potępienia i nie świadczy źle o ofierze hejtu, tylko i wyłącznie o osobach hejtujących. Hejt zdarza się również w życiu realnym, ale ten internetowy jest totalnie niekontrolowany.
W Internecie obrażać innych jest łatwiej…
Oczywiście, że łatwiej dokuczać jest w Internecie ponieważ ludzie czują się bezkarni, czują się anonimowi. W Internecie nikt nie jest anonimowy! Nawet jeśli używa się lewego konta, bądź pisze komentarze bez wymogu logowania. Ludzie myślą sobie, aaa… to tylko Internet, to mogę pisać co mi ślina na język przeniesie, przecież nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie? Dlatego też przekraczane są wszelkie bariery i jest ogólne przyzwolenie i moda na hejt. Ludzie pozwalają sobie w sieci na wiele więcej niż w przypadku konfrontacji face to face. Hejt to bardzo poważna i niebezpieczna sprawa, ludzie z tego powodu odbierają sobie życie. Ja szczęśliwie nie doświadczyłem hejtu z racji publicznych wystąpień, jednak jako osoba prywatna, doświadczyłem dokuczania, nękania czy zastraszania. Zgłosiłem sprawę na policję i wszystko się unormowało. Dlatego gorąco zachęcam wszystkich, których dotyka hejt w jakiejkolwiek formie do mówienia o tym głośno i kontaktu z odpowiednimi służbami.
W ostatnim czasie aktorów, artystów często określa się mianem „celebryta”. Czy Pan się czuje celebrytą?
Określenie „celebryta” w naszym kraju ma bardzo negatywny wydźwięk. Nie jestem celebrytą. Nie lubię jak ktoś tak o mnie mówi, choć tak się zdarza. Na to co mam, zapracowałem sobie. Jeśli ktoś mnie kojarzy to wyłącznie z mojej pracy na ekranie, a nie z wystąpień na ściankach lub dzięki układom. Uważam, że określanie „celebrytami” ludzi, którzy ciężko pracują na swój sukces oraz artystów o ogromnym dorobku kulturowym jest bardzo krzywdzące.
Na zakończenie wróćmy jeszcze do Pana pracy. Jak wygląda praca na planie filmowym?
Zwykle dzień zdjęciowy zaczyna się o 7.00 rano, aczkolwiek, zdarza się, że na plan przychodzi się po południu lub w nocy. Zależne jest to od ilości scen, harmonogramu pracy, bądź stricte wizualnych wymagań, czyli np. zdjęć nocnych. Owszem, zdarza się, że noc grana jest w dzień i na odwrót, ale to dotyczy głownie scen kręconych wewnątrz studia lub pomieszczeń.
Dzień na planie zaczyna się zatem od śniadania i dojścia do siebie po nocy (śmiech –red.) Po śniadaniu przychodzi kolej na kostiumy oraz make-up. Ostatnim etapem przygotowania jest udźwiękowienie aktora, czyli założenie mu mikroportu (mikrofonu z nadajnikiem) w miejscu najmniej widocznym i wygodnym. Podczas gdy aktorzy się przygotowują, reżyser wraz z ekipą ustalają i przygotowują miejsce sceny oraz jej wstępny przebieg. Ustawiane jest światło, rekwizyty itp. Gdy wszytko jest już gotowe robiona jest próba tekstu, podczas której, sprawdzana jest jego znajomość oraz nanoszone są ewentualne poprawki. Polegają one na zmianie, dodaniu lub usunięciu tekstu. Po próbie tekstowej, przychodzi czas na próby tekstowo-ruchowe, czyli wypowiadanie swoich kwestii podczas wykonywania określonych dla sceny ruchów. Kiedy wszyscy już wiedzą co maja robić, przeprowadzana jest próba kamerowa, rejestrowana bądź nie. Potem przechodzi się do rejestrowania właściwych już ujęć. Zwykle scena składa się z ujęcia planu szerokiego (ogólnego ujęcia całej przestrzeni wraz z bohaterami) oraz planu bliskiego (zbliżenia na poszczególnych bohaterów). Scena może być rejestrowana z kilku kierunków. Każde ujęcie tej samej sceny, z reguły rejestrowane jest od początku, do końca.
Ważnym elementem przy kręceniu scen jest powtarzalność. Każde ujęcie, czyli dubel sceny, wykonywane są przez aktorów dokładnie w taki sam sposób, czyli na konkretnym tekście wykonuje się dokładnie ten sam ruch. Jeśli scena nagrywana jest z kilku kierunków koryguje się pozycje i rekwizyty, światło. Czasem jednak zdarza się, że jakiś fragment ujęcia z innego kierunku jest niepotrzebny i scena nagrywana jest od pożądanego momentu, bądź kończy w wybranym miejscu. Na wykonanie poszczególnych scen jest określony czas. Jest to czas dość ruchomy ponieważ, niektóre sceny realizuje się szybciej, a niektóre wolniej.
Po zrealizowanej scenie, przechodzi się do kolejnej. Jeśli jest to kontynuacja, kostiumy pozostają te same, dla innej sceny jest zmiana kostiumu lub charakteryzacja w przypadku ukazania jakichś zmian u bohatera, np. rany, urazy itp.. Między scenami jest chwila (choć nie zawsze) na toaletę, łyk wody lub kawy, rozmowę. Tuż przed ujęciem poprawiany jest make-up, uczesanie czy kostium. I tak wygląda przygotowanie przed każdą scena. Po południu jest zwykle godzinna przerwa obiadowa, która bardzo rozleniwia i po której bardzo ciężko wrócić do obowiązków. Zdarzają się też dłuższe przerwy na przykład, kiedy ktoś, wg harmonogramu gra w pierwszej, a następnie w czwartej scenie. Średni czas dla realizacji sceny, to około 40 minut. Długość dnia zdjęciowego jest dynamiczna i średnio to 8 – 10 godzin czasem 12. Wszystko zależne jest od ilości scen, ich skomplikowania oraz sprawności ich realizacji.
Choć w filmach oglądamy wartką akcję, tak w rzeczywistości ich nagrywanie wydaje się nieco nużące…
To jest zmienna składowa, która jest rożna na każdym planie zdjęciowym. Istotnymi czynnikami są tu; przygotowanie do roli, stan emocjonalny w danym dniu, pogoda, atmosfera na planie, nawiązanie w scenie relacji ze współbohaterami, zmęczenie, czy też długie oczekiwanie na wejście na plan. Krótko mówiąc, są plany, na których realizuję się. Sprawiają mi ogromną radość i czuję się jak w domu, chociażby plany serialu Gliniarze, w których, to wystąpiłem w 9 sezonach. Zdarzają się też plany, na których mowie sobie w myślach: „Co ja tu robię?”(śmiech-red.)
Jednak, bez względu na to jaki jest to plan, staram się dać z siebie 100% a nawet i więcej. Oczywiście reżyser też ma ogromny wpływ na pracę przed kamerą. Zdarza się pracować z reżyserami, z którymi nawiązuje się wieź, która buduje poczucie zaufania, bezpieczeństwa i pewności siebie. Co przekłada się w czasie zdjęć na ogromny komfort psychiczny i daje ogromne możliwości oraz usprawnia prace na planie. Oczywiście dlugie oczekiwanie na sceny jest bardzo nużące i usypia, dlatego właśnie wtedy piję bardzo dużo kawy.
Co do powtarzania scen nie ma reguły. Zwykle scenę złożoną z dwóch różnych ujęć zamyka się w 3 – 5 dublach. Czasem udaje się w dwóch dublach. Bywają też sceny, bardzo złożone i dynamiczne, wtedy robimy nawet 10 dubli do sceny. Maja na to wpływ pomyłki aktorów, usterki sprzętu, dźwięki otoczenia, bądź przechodnie.
Jakie ma Pan plany na filmową przyszłość?
Na pewno w jesiennej ramówce będzie można mnie zobaczyć w kilku produkcjach miedzy innymi w serialu Gliniarze czy 48h. Zaginieni, oraz w serialach, które są już zrealizowane i czekają na swoją emisję.
Poza tym, chciałbym robić więcej, mocniej i lepiej… Realia niestety są jakie są… Chciałbym rozwijać się bardziej, zarówno na płaszczyźnie filmowej jak i muzycznej. W branży filmowej nie ma jakichś sztywnych reguł, dziś robisz to, a jutro całkiem co innego. Zdarzają się niespodzianki i propozycje, których człowiek by się nie spodziewał. Ważne jest, żeby nie wypaść z obiegu i pojawiać się systematycznie na ekranie, wtedy twoje akcje rosną. Co przyniesie los, zobaczymy.
Marzenia się spełniają?
Trochę już żyję na tym świecie i wiem, że marzenia się spełniają. Może nie wszystkie, ale na pewno wiele. Najważniejsze, to zawsze o nich pamiętać, trochę pomagać w ich realizacji, wizualizować. Tak wiec moi drodzy, nie bójcie się marzyć, wierzcie w siebie i swoje marzenia. Jeśli ktoś podcina Wam skrzydła i umniejsza Wasza wartość, to z podniesioną głową powiedzcie takiej osobie: ja nie zrobię, ja nie zdobędę? To patrz! Róbcie swoje i podążajcie za marzeniem.
Dziękujemy za rozmowę.
Ja również. Korzystając z okazji chciałbym serdecznie pozdrowić czytelników InfoPrzasnysz, rodzinę, znajomych, oraz widzów przed telewizorami.
Fot. Gliniarze (materiał POLSAT), Korona Królów (materiał TVP), Magazyn Kryminalny 997 (materiał TVP), plan zdjęciowy seriali: Gliniarze, Rodzinny Interes, Sekrety Rodziny, Teatru Telewizji Polskiej, archiwum prywatne.
marzenia POlek o przystojnym sniadym azjacie z tysiaca i jednej nocy tez sie niedlugo spelnia. Mondrze glosujcie KObiety, a nasi lekarze, prawnicy, inzynierowie was ubogaca kulturowo. POkazemy co to meskosc i bycie twardym mezczyzna-Polscy mienszczyzny moga sie od nas uczyc.. Bonus : same mlode jurne chlopaki POnizej 30 lat. czekaja na wjazd z Bialorusi A jakie sliczne, sniade przystojne-europejki piszcza na nasz widok, a POzniej znajduja swoje narturalne miejsce naznaczone przez ala ha. KOchajcie nas POlki. zaraz przybywamy PO wyborach , obligatoryjnej relokacji i z Bialorusi. zalej malej kum ps. na wszelkie pytania Maro prafciwek wam odpowie-nasz lokalny wioskowy gloopek… Czytaj więcej »
Jebni*ty jesteś i to zdrowo.
Ty tez
Brawo Robercie za wytrwałość w realizacji marzeń! Powodzenia i realizacji kolejnych.
Ale kto to jest? Ktoś sławny? Jak Natalia Janoszek?