O płynącym czasie, jego mierzeniu i zawodzie, w którym spieszyć się nie można, rozmawiamy z przasnyskim zegarmistrzem, Sławomirem Łukasiakiem

Rzemieślnicy powoli znikają z mapy Przasnysza. Przyczyną jest fakt, że kończą swoją działalność, a następców po prostu brakuje. Choć w naszym mieście kilku z nich wciąż prowadzi swoje zakłady, to są to osoby, w wieku okołoemerytalnym. Za rok, wiek emerytalny osiągnie nasz dzisiejszy rozmówca, zegarmistrz Sławomir Łukasiak. Na szczęście, jak zapewnia, na razie nie myśli o porzuceniu swojego fachu. Ten bowiem, jest dla niego czymś więcej, niż tylko pracą zawodową.

 

Sławomir Łukasiak w zawodzie zegarmistrza pracuje od 35 lat. Za rok osiągnie wiek emerytalny. – Emerytura z prywatnych działalności, wiadomo jaka jest. Więc na pewno, jeśli tylko zdrowie pozwoli, jeszcze tu jakiś czas pobędę – mówi nam. A my, jak i pewnie każdy, kto w zakładzie zegarmistrzowskim pana Sławka spędził chwilę, podejrzewamy, że nie o pieniądze tu tylko chodzi… Po dłuższym pobycie w tej pracowni, trudno jest bowiem powiedzieć, czy serce przasnyskiego zegarmistrzostwa stanowią zegary, czy raczej ludzie tam przychodzący…

 

Rzemieślnicy to taka grupa zawodowa, która często kontynuuje tradycje rodzinne. Zawód przechodzi z pokolenia na pokolenie. Czy w Pana przypadku też tak było? Jak to się stało, że został pan zegarmistrzem?

Zegarmistrzem zostałem dzięki tacie. On mnie tak pokierował. Z wykształcenia jestem mgr inż. zootechnikiem, kończyłem studia dzienne na Akademii Rolniczo – Technicznej w Olsztynie. Tata miał tutaj sklepik, w tym samym lokalu. Czasy były takie, że spółdzielnie upadały, PGR-y też, a ten zawód był potrzebny. Początkowo myślałem, że nie dam rady, że ręce mi się trzęsą, a okazało się, że od początku się z zegarmistrzostwem polubiliśmy. Potem jak już człowiek umie, wie co ma robić, to klient może na ręce patrzeć i już w ogóle to nie przeszkadza.

 

Powiedział Pan, że Pana ojciec miał tu sklepik. Jak długo to miejsce związane jest z Waszą rodziną?

Mój ojciec miał tu sklepik, a wcześniej dziadek – ojciec mojego taty przy obecnej ul. Kościelnej. Moja rodzina prowadziła działalność gospodarczą w Przasnyszu  od początków XX wieku i  jak widać, tradycje rzemieślnicze były u nas żywe. Mój pradziadek (ze strony matki) był zdunem, a dziadek szewcem.

Nie żałuje Pan tej ojcowskiej porady?

Nie. Zegarmistrzostwo stało się moją pasją. Jestem do dziś mojemu ś.p. ojcu bardzo za tę radę wdzięczny. Spełniłem się, jestem zadowolony, ludzie też mnie doceniają, nie ma dużo takich co narzekają. Oczywiście, jak w każdym zawodzie, bywają lepsze i gorsze dni, coś się robi, coś nie wychodzi, odkładam, a potem biorę i się okazuje, że w 15 minut udało się zrobić. To jest satysfakcja. Lubię robić to, co jest niemożliwe do zrobienia. W zegarmistrzostwie nie można się spieszyć, trzeba przemyśleć wszystkie rzeczy.

 

Jak w takim razie wyglądała Pana ścieżka pozyskiwania rzemieślniczych kompetencji?

Przez trzy lata jeździłem do zegarmistrza do Mławy. Wtrącę, że w autobusie poznałem moją żonę. Pamiętaliśmy się z liceum. A wracając do pytania – odkąd zacząłem się uczyć zawodu, to spodobał mi się od razu. Pamiętam, że „wykradałem” zegarki i naprawiałem je w domu, potem naprawione odkładałem na miejsce, skąd wędrowały do klientów. Nikt nawet się nie zorientował. Kiedyś jeden zegarmistrz z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem mówi: rozsypał mi się automat. A ja wtedy do niego: bo nie te śrubki pewnie pan odkręcił co trzeba. Zegarmistrz zdziwiony, bo faktycznie tu leżał problem, a ja wiedziałem, bo wcześniej taki właśnie zegarek w domu zrobiłem.

Po tych trzech latach musiałem zdać egzamin teoretyczny w Warszawie w ówczesnej Międzywojewódzkiej Izbie Rzemieślniczej, a praktyczny u zegarmistrza w Płońsku.

 

Czy przez te wszystkie lata dużo się zmieniło w zegarmistrzostwie? W konstrukcji zegarów i w technikach ich naprawiania?

Jak zaczynałem pracować, to praktycznie cała praca polegała tylko na naprawie zegarków. Z tego można było się utrzymać. Zegarek kosztował wtedy powiedzmy 800 zł, a naprawa 20 – 30 złotych, więc i klienci naprawiali chętnie. A teraz, jeśli zegarek kosztuje czasem i 30 zł, albo mniej, to nieraz jest tak, że nawet baterii nie opłaca się wymienić. Te droższe faktycznie wciąż klienci chcą naprawiać.

W początkach mojej zawodowej przygody, były hurtownie państwowe i do konkretnych zegarków można było dostać konkretne części. Człowiek jechał, składał zamówienie i dostawał potrzebne elementy. Dziś trzeba ich szukać u jakichś ludzi prywatnych, takich hurtowni już nie ma. Niektóre, części do mechanicznych zegarków, tych starszych, dziś mam tylko dzięki temu, że zostały mi z dawnych czasów, bo już nigdzie bym ich nie dostał. Oczywiście część rzeczy można zrobić samemu, dorobić ząbki, tryby, jeśli komuś zależy, ale to znowu potrzebny jest czas, a dziś mało kto chce czekać.

Układy kwarcowe można dziś zamawiać i wymieniać w całości, to się opłaci, bo klient dostaje gwarancję, jak na nowe, ale tych mechanizmów też jest mnóstwo. Mam zeszyt z 2016 roku, a w nim na 20 stronach, wypisanych po 18 mechanizmów na każdej.

 

A narzędzia do pracy? Pozostały od lat te same?

Te same. Są chwytki z końcami różnego rodzaju, na które ludzie potocznie mówią pinceta, są grubsze i cieniutkie zupełnie, tzw. włosówki, są ściągacze do wskazówek, ławeczka zegarmistrzowska z młoteczkiem i kowadełkiem, nabijarka.

Co z charakterystycznymi okularami z lupą, w których najczęściej widzą Pana klienci? To obowiązkowy element dla zegarmistrza?

– Te okulary to sam sobie zrobiłem. Ja tej lupki nigdy w oku nie lubiłem trzymać, dlatego połączyłem ją z okularami i mi jest tak wygodniej. Jeśli przyjrzymy się starym zegarmistrzom, to oni zawsze mają jedno oko większe od drugiego, co wynika z trzymania tej lupy. Mi to nigdy nie pasowało.

 

Zawód zegarmistrza intryguje ilością, nie tylko mechanizmów, ale i spotykanych ludzi…

Ludzie są nieodłączną częścią tego zakładu. Wielu stałych klientów przychodzi tu od lat. Przychodzą też kolejne pokolenia. Dużą część drobnych napraw wykonuję od razu na miejscu, w obecności klientów, jest więc czas na rozmowę. Coś się więc ciągle dzieje, każdy o czymś porozmawia. Czas tu dobrze płynie.

 

Świat jest pełen fanatyków markowych zegarków. Jaki jest Pana stosunek do największych i najbardziej popularnych markowych zegarków?

–  Ludzie na pewno przy wyborze zegarka kierują się jego wyglądem, designem. Problem z tymi markowymi, drogimi, robionymi na zlecenie projektantów jest taki, że jak się coś popsuje, to one mają jakiś dodatek, coś zrobione inaczej niż wszystkie inne, jakiś kształt szkiełka, czy wzoru, że po prostu nie sposób znaleźć materiału zastępczego, który by był taki sam, więc pozostaje serwis określonej firmy.

Tutaj też mam od klienta zostawiony markowy zegarek. Zlokalizowałem usterkę, ale co z tego, skoro ja tego nie naprawię, bo jest potrzebna konkretna część. Trzeba jechać do serwisu, a tam zapłacimy niemało. Bo to dziś działa na zasadzie: masz drogi zegarek, to i trzeba za niego płacić.

Jeśli chodzi zaś o firmy typowe zegarkowe, to dziś z reguły pozostaje po prostu marka, a większość zegarków i tak jest produkowana w Chinach, mechanizmy są przeważnie standardowe do wszystkich. Istnieją jeszcze zegarki, które produkowane są w małych manufakturach np. w Szwajcarii, są to zegarki bardzo drogie z nietypowymi mechanizmami produkowane czasem pod zamówienie klienta.

Dla mnie dobry zegarek to taki, którego koperta i bransoletka wykonane są z dobrego materiału, żeby się nic nie ścierało, szczelność powinna być zachowana, choć nie mówię tu o wchodzeniu do wody, bo to są profesjonalne, sportowe zegarki, ale jak się twarz, czy ręce myje, czy w deszczu spaceruje to dobry zegarek nie ma prawa się zepsuć.  Zegarek powinien być też prosty w naprawie, ale tego kupując, nie jesteśmy w stanie stwierdzić.

 

Mówi się, że szewc bez butów chodzi. A czy zegarmistrz nosi zegarek? Ma Pan swój ulubiony, czy zmienia na coraz to nowsze modele?

Mam jeden zegarek, który ma lat 40. To mechaniczny szwajcarski zegarek. To co się kręci, nakręca sprężynę, jak go noszę to chodzi, jak położę na dwa dni to przestanie, ale wystarczy że założę, bujnę i znów działa. Baterii tu nie ma.

 

W Przasnyszu dużo jeszcze jest miłośników mechanicznych zegarków?

Trafiają się. Dziś był pan, odbierał taki zegarek, japońskiego Orienta. Więc zdarzają się.

 

A  pasjonatów zegarków, kolekcjonerów?

Znam parę osób, które lubią zegarki i je kolekcjonują. Nawet nie noszą, ale chcą żeby one chodziły. Przyjeżdżają takie osoby, czasem z daleka, jeden pan z Niemiec na przykład, ze Szczytna jest też taki pan. Lubią. Mają nawet po kilkadziesiąt takich zegarków i ich przedział jest różny. Nie ma tak, że zbierają jakieś typowo wartościowe, mają i szwajcarskie i radzieckie, stare zegary ścienne, budziki.

 

Jakie najstarsze zegary Pan naprawiał?

Najstarszy zegar pochodził z 1800 któregoś roku, teraz mam z 1915 roku ścienny – niemiecki. Z ciekawszych zegarów, które naprawiałem to stary zegar z kościoła w Dzierżeninie, zegar z kościoła w Węgrze, z kościoła w Krzynowłodze Wielkiej.

Dziś czas mierzą nam nie tylko zegarki, ale też smartfony i smartwatche. Czy te ostatnie zasługują na miano zegarka?

Smartwatch to jest fajny zegarek, nie powiem, że jest to złe. Ja tylko nie jestem w stanie tego opanować, naprawić. Ich często nawet nie da się nawet otworzyć, więc ich się nie naprawia, tylko się je wyrzuca i kupuje nowe. I oczywiście mają mnóstwo innych bardziej lub mniej przydatnych funkcji. To takie małe komputery bardziej niż zegarki.

 

Jaka przyszłość przed Pana pracownią? Może syn chciałby kontynuować tę profesję?

– Mój syn nigdy nie przejawiał zainteresowania zegarmistrzostwem. Ma inny charakter, zupełnie inne pasje. Zawodowo poszedł w zupełnie innym kierunku, więc absolutnie go nie zmuszałem i nie namawiałem, bo uważam, że nic na siłę.  Myślałem o tym, żeby wziąć jakiegoś ucznia do nauki. Ale to też trzeba mieć czas i go poświęcić, pokazać, wytłumaczyć wszystko. Tu ważne, żeby ktoś miał predyspozycje do tego, cierpliwość i zdolności manualne. Trzeba też myśleć. Są jakieś podstawowe czynności, których trzeba się nauczyć, i przestrzegać pewnych zasad. Kiedyś zdarzało się, że pojawiał się jakiś chętny uczeń, dziś takich osób nie ma.

 

Na koniec zapytam jak dziś zostać zegarmistrzem? I jak Pan widzi przyszłość tego zawodu? Czy zegarmistrzostwo jest zawodem ginącym?

– Żeby zostać zegarmistrzem, trzeba się udać do zegarmistrza właśnie i uczyć się od niego. Szkolnictwo zawodowe w tym kierunku nie funkcjonuje. Co do przyszłości zawodu to myślę, że na drobne naprawy, zawsze będzie potrzeba. Przecież w markecie, czy w internecie tego nie zrobią. Odsyłają ludzi na gwarancję i trzymają czasem i miesiąc.

Z drugiej strony ludzie się przyzwyczaili do tego miejsca, gdzie jestem. Przyjeżdżają więc stąd i stamtąd, bo znają, bo wiedzą, że pomoc uzyskają. A gdyby tak ktoś chciał rozkręcić taki biznes od zera w nowym miejscu, to też trudno powiedzieć jakby to poszło. Na pewno nie łatwy byłby to kawałek chleba. No chyba, że już z doświadczeniem osoba i najlepiej z własnym lokalem.

Dziękujemy za rozmowę.

 

 

ren

Sprawdź również
Subscribe
Powiadom o
guest
20 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kamila
Kamila
3 miesięcy temu

Jeśli do zegarmistrza to tylko do tego Pana ! Polecam

kasia
kasia
3 miesięcy temu

Pan Łukasiak jest dobrym czlowiekiem przede wszystkim, lubi ludzi a ludzie jego. no i oczywiście wszystko naprawi…..

Marek (prawdziwy)
Marek (prawdziwy)
3 miesięcy temu
Reply to  kasia

Chyba pierwszy raz napisałaś coś z sensem i trza Ci plusa dać…

Anka
Anka
3 miesięcy temu

A bez sensu piszesz ty

Marek (prawdziwy)
Marek (prawdziwy)
3 miesięcy temu
Reply to  Anka

Nie jesteśmy na ty.

kasia
kasia
3 miesięcy temu

my tez

Nowy
Nowy
3 miesięcy temu

Marek……. To znowu Ty? Wciąż szukasz przyjaciół? Nikt nie chce z Tobą rozmawiać? A może kontakt telefoniczny Ci pomoże? Są numery telefonów dla samotnych i nielubianych. Podobno „działa”. Wówczas odstawisz wreszcie alkohol i prochy. Zaczniesz żyć normalnie….

Marek (prawdziwy)
Marek (prawdziwy)
3 miesięcy temu
Reply to  Nowy

Tak, to znowu ja. Jaki masz chłopcze problem?

Lechosław
Lechosław
3 miesięcy temu

Zabolało……oj zabolało Pana Marka. Co teraz ? Kolejny kieliszek?

Szturman
Szturman
3 miesięcy temu

Bardzo fajny wywiad! Świetny fachowiec i pasjonat. Może warto stworzyć cykl wywiadów z lokalnymi pasjonatami…

przasnyszanka
przasnyszanka
3 miesięcy temu

Sławciu jesteś Wielki.Dużo zdrowia i szczęścia…choć szczęśliwi, czasu nie mierzą, ale czas niech Tobie sprzyja

Wiesia
Wiesia
3 miesięcy temu

Tak to prawda Pan Sławek jest wspaniałym człowiekiem i znakomitym fachowcem . Do zakładu idzie się z przyjemnością i chętnie prowadzi się rozmowy na każdy temat, zna miasto i rodziny mieszkające od pokoleń i naprawi każdy zegarek. Nie wyobrażam sobie aby Pan Sławek nie prowadził działalności.
Serdecznie pozdrawiam

Cezdlu_37
Cezdlu_37
3 miesięcy temu

Bardzo sympatyczny gość. Właśnie się wybieram

Kazimierz
Kazimierz
3 miesięcy temu

Bardzo miły Pan.Naprawił mi okulary z czym nie mógł sobie poradzić optyk (oferował nowe oprawki )Wielki szacunek

Anna
Anna
3 miesięcy temu

Panie Sławku, naprawiał Pan wszystkie moje staruszki. Zegarki na rękę, kieszonkowe, wiszące. Zegar który nazywam babą, trochę śpieszy, ale to dobrze robi spóźnialskiej właścicielce. Wybieram się ze szwajcarską cebulą, coś jej tam dolega… Pan Sławek poradzi… Świetny wywiad, nareszcie coś ciekawego o człowieku

Krzysztof
Krzysztof
3 miesięcy temu

A ja widzę Sławka (to mój kolega z lat szkolnych) ciągle jako bardzo żywego, energicznego kumpla – świetnego sportowca. I ciągle mnie dziwi, że spełnia się w tak statycznym, wymagającym precyzji i cierpliwości zawodzie. Pozdrawiam.

Przasnyszanin
Przasnyszanin
3 miesięcy temu

Sławek Łukasiak (ksywa od zawsze – Jacenty) to kawał historii Przasnysza. Ale to także dobry i przyzwoity Człowiek.
Pozdrawiam serdecznie 🙂

Bogdan
Bogdan
3 miesięcy temu

Zegarmistrz Światła

Irena
Irena
3 miesięcy temu

Moja córka powiedziała , ze Pan Sławek to jest cudotwórca . Potwierdzam i pozdrawiam .

Jarek
Jarek
3 miesięcy temu

Czasami nie mogę się doczekać kiedy trzeba będzie przejrzeć któryś z zegarków aby pogadać z Panem Sławkiem. Niesamowity gość. Przede wszystkim bardzo uczciwy, uprzejmy i miły człowiek. Rozmowa z nim sprawia ludziom ogromną przyjemność. Poza tym, drobne naprawy na poczekaniu podczas rozmowy. Jeżeli chodzi o naprawy (zegarków mam kilka)to mistrzostwo świata!!! Solidnie i nie drogo. Panie Sławku do zobaczenia – Jarek.