
Do naszej redakcji zgłosiła się mieszkanka Przasnysza, poruszona zniknięciem drzewa morwy, które przez lata rosło przy ulicy Warszawskiej. Zapytała o powód jego wycięcia, podkreślając, że drzewo to było częścią jej młodzieńczych wspomnień.
– Ta morwa była darem natury, miejscem, które łączyło dzieci i młodzież. Jako dziecko mieszkałam w bloku przy ulicy Sienkiewicza. Wraz z kolegami i koleżankami biegaliśmy tam, żeby zrywać owoce. To była nasza letnia tradycja, znak rozpoznawczy tego miejsca – wspomina ze smutkiem mieszkanka.
Zwróciliśmy się z pytaniem o powód wycinki do burmistrza Przasnysza. Otrzymaliśmy odpowiedź, że teren, na którym rosła morwa, nie należy do miasta.
– Ani działka, ani drzewo nie były własnością Miasta Przasnysz. To teren prywatny, a decyzja o usunięciu drzewa nie leżała w kompetencji władz miejskich – poinformował burmistrz, Łukasz Chrostowski.
Jak udało nam się ustalić, drzewo znajdowało się w strefie objętej nadzorem konserwatorskim. Oznacza to, że zgoda na jego wycięcie musiała zostać wydana przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Ostrołęce.
Choć drzewa już nie ma, w sercach mieszkańców nadal pozostają wspomnienia. Wielu z nich pamięta morwę jako symbol tamtych lat, cichego świadka dziecięcych zabaw i pierwszych przyjaźni.
– Latem, kiedy owoce dojrzewały, to miejsce tętniło życiem. Każde dziecko w okolicy wiedziało, że można tam przyjść i poczęstować się prosto z drzewa. Nie było wtedy tylu atrakcji, więc nawet coś tak prostego jak morwa sprawiało nam radość. To był nasz mały skarb. Teraz, gdy jej nie ma, czuję, jakby kawałek mojego dzieciństwa nagle zniknął – wspomina kolejna z mieszkanek.
Jedno jest pewne, morwa przestała istnieć fizycznie, ale wciąż żyje w pamięci mieszkańców, którzy w jej cieniu spędzili najpiękniejsze chwile swojego dzieciństwa.
aś
Niech znicze zapali
O jej ale się narobiło po co ten artykuł I te całe wpisy tragedia czym ludzie się zajmują.
Chyba najbardziej zaniedbana działka i to w centrum miasta , nikt nie potrafił zobowiązać właściciela do utrzymania porządku.
Nie jedyna, jest jeszcze kilka takich „bezpańskich” w okolicy. Zaniedbanych, ludzie tam śmieci wyrzucają lub składują.
Gdzie była mieszkanka jak od tylu lat był tam syf ? Koniec ery seniorów terrorystów.
W końcu! Latem nie dało się przejść po chodniku, szczególnie w butach z białą podeszwą. Kto nie wiedział to albo miał gwarancję szorowania butów w domu albo narażał się na mandat przechodząc nie po pasach na drugą stronę.
To prawda bo tam gdzie są pasy po lewej stronie od strony rynku nie da rady przejść przez gołębie które tam tak ładnie zaniedbują chodnik
Też pamiętam jak 30 lat temu jako dziecko jedliśmy tam smaczne owoce. Szkoda ,wszystko ma swój czas.
„Tempora mutantur et nos mutamur in illis”.
Nie konsekwencja wzięła górę. Z jednej strony zrujnowało się niedawno pobudowany plac Rynku, ponieważ mieszkańcy łaknęli zieleni a z drugiej strony wycięto drzewo rosnące około 50 m dalej i praktycznie nikogo to nie obchodzi. Czyżby zieleń przestała być już potrzebna?
To było bardzo ładne, unikalne drzewo. Nadawało ulicy dobrą atmosferę. Odwracało uwagę od setek psich kup, które tam leżą. Kupy nie przeszkadzały a drzewo przeszkadzało.