Od 9 stycznia 2023 r miały wejść w życie przepisy uszczelniające system przeprowadzania badań technicznych pojazdów. Nowelizacja na razie utknęła w Sejmie. Publikujemy opinię diagnosty ze Stacji Kontroli Pojazdów Zespołu Szkół Powiatowych im. mjr H. Sucharskiego w Przasnyszu o powyższym projekcie.
Zmiana przepisów miała spowodować, że trudniej będzie uzyskać od diagnosty pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym pojazdu, bez właściwego badania. I tak, po nowelizacji przepisów stacja będzie musiała wykonywać zdjęcia pojazdu podczas przeglądu i przechowywać je przez pięć lat. Ma to pozwolić organowi kontrolującemu stację, sprawdzenie, czy ta faktycznie podczas przeglądu kontrolowała stan danego pojazdu. To wydaje się zasadne. Ale nowelizacja miała także wprowadzić obowiązek naliczania podwójnej opłaty dla osób, które spóźnią się ponad 30 dni z przeglądem swojego pojazdu. To budzi poważne zastrzeżenia.
Zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej w krajach unijnych, w tym w Polsce od maja 2018 roku powinny obowiązywać zasady organizacji systemu kontroli technicznej pojazdów, określone w dyrektywie 2014/45/UE.
Pierwsza próba znowelizowania przepisów była w 2018 roku. Zakończyła się niespodziewanie odrzuceniem projektu w całości w trzecim czytaniu. Pojawiały się kolejne próby. Przedostatnia próba, wg. której przepisy miały obowiązywać od września 2022 roku, także się nie powiodła. W październiku 2022r. wydawało się, że prace zmierzają do finału, i że zgodnie z założeniem Rządu przepisy będą obowiązywały od stycznia tego roku. Jednakże przepracowany przez powołaną w tym celu sejmową podkomisję projekt nie uzyskał pozytywnej opinii Komisji Infrastruktury. Na dzień dzisiejszy na stronie Sejmowej brak jest informacji, aby było planowane posiedzenie, czy powrót do dyskusji nad nowelizacją Prawa o ruchu drogowym.
Należy zauważyć, że projekt ma wiele wad i nie powinien wejść w życie w aktualnie proponowanej formie. Widać tu gołym okiem niezdrowy lobbing grup zawodowych i instytucji, które chcą uzyskać uprawnienia i korzyści nie poparte logicznym uzasadnieniem. Proponowana przez Ministerstwo zmiana w ustawy Prawo o ruchu drogowym (druk 2540) to „bubel prawny”. I tak w projekcie ustawy są zapisy rozdzielające uprawnienia kontrolne pomiędzy Starostów i Dyrektora Transportowego Dozoru Technicznego. Nadzór nad stacjami i diagnostami winień mieć ten sam organ, albo Starosta, albo Dyrektor, gdyż kontrole te ściśle ze sobą się wiążą. Nieprawda jest, co napisano w uzasadnieniu do druku 2540 – cytuję ,,,Podkreślenia wymaga, że starosta będzie sprawdzał, czy dokumentacja jest prowadzona. Starosta będzie przeprowadzał kontrolę pod kątem proceduralnym. Nie ma możliwości „dublowania się” kompetencji starosty i Dyrektora TDT”. Stwierdzenie to nijak ma się do rzeczywistości. Nadzór nad diagnostą będzie miał Dyrektor TDT, a nadzór nad sprzętem na którym pracuje diagnosta ma Starosta. Zatem, aby nie dublowały się kompetencje, podczas kontroli Dyrektor TDT nie będzie mógł sprawdzić, czy diagnosta podczas badania używa sprawnych urządzeń, np. analizatora spalin, który musi być kalibrowany co pół roku. Wszak nadzór nad dokumentacją dotyczącą kalibracji urządzeń ma mieć Starosta.
Szczególnie niezasadne jest wprowadzenie podwójnej opłaty za przegląd techniczny w przypadku miesięcznego opóźnienia przeglądu. Nie powinno zmuszać się obywatela, aby miał aktualny przegląd techniczny pojazdu, którego nie użytkuje. Widać tu gołym okiem niezdrowy lobbing instytucji, na rzecz której maiłaby być pobierana opłata. I tak np. czy będąc na półrocznym zagranicznym kontrakcie mam przyjechać do kraju, tylko po to, aby wykonać przegląd techniczny pojazdu którego nie użytkuję? Wprowadzenie tego przepisu w życie miałoby jakiś sen wówczas, gdy mandat za brak przeglądu wynosił mniej niż koszt przeglądu. Teraz gdy mandat za brak przeglądu wynosi od 1.500 zł do 5.000zł, nikt świadomie nie wyjedzie na drogę bez ważnego przeglądu technicznego. Równie niezasadna jest także obowiązkowa opłata polisy OC pojazdu nieużytkowanego.
Jak kiepski żart wygląda propozycja zmiany ustawy Prawo o ruchu drogowym w art. 83h. 8 w brzmieniu „Do okresu praktyki, o której mowa w ust. 5 (tj. ubiegania się o stanowisko diagnosty), wlicza się okres służby policjanta, żołnierza Żandarmerii Wojskowej, funkcjonariusza Straży Granicznej i funkcjonariusza Służby Celno – Skarbowej oraz okres zatrudnienia na stanowisku inspektora Inspekcji Transportu Drogowego, jeżeli do wykonywania zadań należała drogowa kontrola techniczna”.
To znaczy, że żandarm, czy policjant, który ,,za niewłączenie świateł” wystawia mandaty na drodze nabywa doświadczenie zawodowe (praktykę) do ubiegania się o uprawnienia diagnosty samochodowego. Zarówno żandarm jaki i inni funkcjonariusze wymienieni w rzeczonym artykule przepisu prawa, podczas wykonywania zadań drogowej kontroli technicznej, bez użycia specjalistycznego sprzętu, dokonują badania pojazdu w stopniu mniejszym niż każdy kierowca. Przed wyruszeniem w drogę ma on obowiązek wykonać wszystkie te czynności, co kontrolujący na drodze, a dodatkowo może wykonać próbę drogową sprawności hamulców pojazdu. Żandarm podczas kontroli, takiej próby zrobić nie może. Do tego kierowca dokonuje czynności takich, jak sprawdzenie płynów technicznych. Może zatem idąc tokiem rozumowania Ustawodawcy, wszystkie osoby posiadające prawo jazdy winny mieć zaliczony okresu posiadania prawa jazdy jako okres praktyki zawodowej?.
Natomiast zasadnym jest, aby osobom wskazanym w art.83h.8 (tj. ubiegającym się o stanowisko diagnosty), zaliczać do okresu praktyki zadania kontroli drogowej przy użyciu specjalistycznego sprzętu, takiego jak mobilne stacji kontroli pojazdów.
Mam nadzieję, że Ustawodawca dostrzeże wymienione wyżej niedociągnięcia i uwzględni to uchwalając nowe przepisy.
Stacja Kontroli Pojazdów ZSP w Przasnyszu
W Polsce wszelkie machloje stają się sportem narodowym, a może jednak jesteśmy tak głupim narodem, że trzeba nas rozdać innym nacjom. Może jest to rozwiązanie?
Ciąg dalszy wyzysku pis nad uciemierzonym ludem, brawo pisowce- rozliczymy się przy urnach wyborczych. Wasze machlojki nie wytrzymają sądy i zakłady karne….
Zaraz ktoś poskrobie się po głowie i dojdzie do wniosku, że skasowanie tysięcy starych, ale niezagrażających nikomu (bardziej niż inne) pojazdów, to spadek wydatków na OC, paliwa, części zamienne i wiele innych opodatkowanych rzeczy. Ktoś, kto nie dostanie pieczątki dla auta za 2 000, nie poleci zaraz po nowe a i po stare, jeśli mu nie jest niezbędne raczej też.