Nasza interwencja. Psy atakują!
W ostatnim czasie w Przasnyszu oraz wielu miejscach Polski stykamy się z problemem psów puszczonych bez opieki. Może to być szczególne groźne w przypadku zwierząt dużych, bo spotkanie z obcym brytanem nie zawsze kończy się tylko na strachu. Wielkich szkód fizycznych nie poczynił kontakt z dwoma psami, które wybiegły z jednej z posesji na ul. Makowskiej, ale mieszkanka gminy Przasnysz za naszym pośrednictwem chciała ostrzec zarówno spacerowiczów, jak i samych właścicieli psów, aby zwracali nań baczniejszą uwagę. Ogólnopolskie doświadczenia wskazują, że brak ostrożności w tej kwestii może doprowadzić do tragedii oraz skończyć się karą więzienia.
Kilka dni temu zapadł nieprawomocny jeszcze wyrok w sprawie dotkliwie pogryzionych przez amstaffa dzieci pod Mławą. Kamil G. został uznany za winnego. Sąd skazał go również za znęcanie się nad dziećmi i konkubiną. Sąd orzekł, że mężczyzna ma spędzić w więzieniu 2 lata i 9 miesięcy oraz nakazał wypłacenie dzieciom nawiązki o łącznej wysokości 25 tys. zł.
17 czerwca pogryzienie zgłosiła na policji przasnyszanka spacerująca ze swoim psem ul. Orlika. Zgłaszająca widząc szarżujące zwierzę, próbowała ratować swojego psa, biorąc go na ręce. W tym czasie pies zaatakował kobietę, raniąc jej dłonie i nogi. W tej sprawie wciąż toczy się postępowanie.
Przypadek, który do nas zgłoszono, miał miejsce w sąsiedztwie stacji benzynowej Orlen
-Syn z synową szli z małym psem chodnikiem wzdłuż ulicy Makowskiej — opowiada kobieta. Mniej więcej naprzeciwko stacji Orlen, z otwartej bramy wybiegły dwa wielkie wilczury, zaatakowały małego psa, który był na smyczy, a podczas szamotaniny jeden z nich ugryzł syna w palec. Dobrze się stało, że właściciele posesji byli na miejscu i podjęli interwencję, bo mogło się to skończyć znacznie gorzej. Na miejsce została wezwana policja, która nałożyła na właścicielkę psów mandat karny w wysokości 200 złotych. Państwo, którzy są właścicielami posesji, tłumaczą, że podobne zdarzenie miało miejsce pierwszy raz. Ja natomiast mieszkam w okolicy i wiem, że brama jest tam otwarta dość często — dowodzi zgłaszająca.
Kobieta zwraca uwagę, że przemieszcza się tamtędy znaczna liczba rowerzystów, wśród których są również dzieci. To popularna trasa wiodąca do strefy gospodarczej w Sierakowie oraz Zalewu w Karwaczu, gdzie wolny czas spędza bardzo wielu mieszkańców. W przypadku jej rodziny skończyło się tylko na stresie, ale nie jest powiedziane, że nie mogło być gorzej.
-Kiedy interweniowali policjanci, zwróciłam ich uwagę na liczną grupę dzieci przejeżdżających na rowerach. Co stałoby się, gdyby psy zaatakowały jedno z nich? — pyta kobieta.
Jak tłumaczy, zaatakowany pies trafił do weterynarza, a jej syn na pogotowie. Nie zdecydowano się na ugodę zaproponowaną przez właścicieli psów, ponieważ chodziło o to, aby ta sprawa nie została zamieciona pod dywan.
-Tym razem nic poważnego się nie stało, ale chodzi o to, aby do tego typu sytuacji nie dochodziło w przyszłości. Na szczęście udało się uzyskać potwierdzenie, że psy były szczepione — relacjonuje.
W notatce policyjnej zachował się ślad tych wydarzeń:
„9 czerwca 2019 roku o godz. 14.50 mieszkanka Przasnysza zgłosiła, że podczas spaceru ul. Makowską wspólnie ze swoimi krewnymi widziała, jak z jednej z niezabezpieczonej posesji wybiegły dwa psy podobne do owczarków niemieckich, a następnie zaatakowały jej psa. W trakcie odciągania agresywnych psów mąż zgłaszającej został przez jednego z nich skaleczony w palec lewej dłoni. Na miejscu była również właścicielka psów, która okazała w KPP w Przasnyszu stosowne szczepienia. Ponadto o zdarzeniu powiadomiono Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną. Wobec właścicielki psów zastosowano postępowanie mandatowe, w którego toku na podstawie art. 77 kodeksu wykroczeń ukarano ją 200 zł mandatem.”
Art 77 KW w § 1 brzmi: Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany.
§2 Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny albo karze nagany.
Nowelizacja prawa z 2018 r. zaostrzyła kary za niedopilnowanie niebezpiecznych zwierząt. Jeśli właściciel np. groźnego psa trzyma go na nieogrodzonej posesji lub puszcza go wolno podczas spacerów, co zagraża zdrowiu i życiu innych ludzi, może zostać ukarany grzywną do 5 tys. zł lub ograniczeniem wolności.
Sankcję karną za takie przewinienie zwiększono, ponieważ często dochodzi w Polsce do ataków na ludzi przez zwierzęta pozostawione bez właściwego dozoru. Zdaniem autorów przepisów zaostrzających kary, ich wprowadzenie ma powstrzymać falę pogryzień i wpłynąć, że właściciele groźnych zwierząt otoczą je szczególnym nadzorem.
Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do właścicielki psów
-Moje psy wyszły kilka metrów od podwórka, kiedy z posesji wyjeżdżał samochód — wyjaśnia Joanna Jezierska. Byłam w trakcie zamykania bramy, ale psy okazały się szybsze — wybiegły i obszczekały pana oraz jego psa. Z mojej perspektywy tak to wyglądało. Rozumiem, że ci państwo mogli się wystraszyć, ale wynikła z tego nieziemska afera. Otrzymałam mandat za to, że psy opuściły podwórko. Ta sytuacja mnie poruszyła, dlatego byłam u weterynarza, aby dowiedzieć się o stan zdrowia pieska i uzyskałam informację, że nie ucierpiał. Już w chwili zdarzenia chciałam porozmawiać z państwem, załatwić sprawę polubownie i ponieść wszystkie koszta, jeśli zachodziłaby taka potrzeba. Nie było szans na spokojną, merytoryczną rozmowę — mówi.
Zajmuje się pomocą zwierzętom
Okazuje się, że obecność psów na tej posesji nie jest przypadkowa. -Zajmuję się ratowaniem psów, stąd ich obecność na tej posesji. Niektóre z nich są zabrane z warunków bardzo ciężkich, zagłodzone, jeden z nich miał wrośnięty w szyję łańcuch. Bywa, że ratuję zwierzęta po wypadkach. Troszczę się także o los zwierząt w okolicznych wsiach. Daję im budy, łańcuchy, obroże, szczepię, odrobaczam, karmię i poję, poprawiam warunki ich życia — mówi pani Joanna. Jak dodaje, jest to możliwe dzięki pomocy stowarzyszenia Pies i Spółka, w którym działa.
-Mam 12 psów. Przeważająca liczba z nich została dotkliwie pokrzywdzona przez ludzi, którzy ich nie chcieli. Większość moich psów jest wykastrowana i wysterylizowana, mają własne kojce, zawsze czystą wodę i pełną miskę. Dałam im dom, bezpieczeństwo, miłość i opiekę, którego nigdy nie miały — tłumaczy.
Przypadków, kiedy pani Joanna udziela psom pomocy, jest wiele, bo i krzywda, którą źli ludzie wyrządzają jest ogromna. Jak opowiada, zajmowała się m.in. ratowaniem 9 szczeniąt i suczki, która urodziła w rurze przasnyskiej oczyszczalni ścieków.
Z jej relacji wynika, że pomoc zwierzętom jest jej pasją, którą wykonuje z potrzeby serca i nie szczędząc na ten cel własnego czasu i środków. Robi to, ponieważ nie jest w stanie przejść obojętnie obok ich krzywdy. Jeden z jej psów jest honorowym dawcą krwi, który ratuje życie innym psom. Dzięki temu udało się uratować aż 36 zwierzaków. Dodaje także, iż jest to jedyny taki zwierzak w Przasnyszu.
Zaznacza, że sytuacja, w której psy opuściły posesję, była incydentem, który nie miał miejsca w przeszłości i dołoży wszelkich starań, aby do tego typu zdarzeń nigdy nie dochodziło.
Policja potwierdza, że poza tym jednym przypadkiem, innych interwencji związanych z psami pani Joanny nie było.
M. Jabłońska
Co raz więcej psów w Przasnyszu,co raz więcej odchodów na chodnikach.Psy są dla mądrych ludzi,ludzi,któorzy potrafią zapanować nad psim charakterrm.Mało,który pies ma kaganiec na pysku..Piesek załatwia swoją potrzebę tuź przy pojemniku na psie odchody ale właścicielowi czy teź właścicielce nie chce się posprzątac po pupilu.
Sprzątanie po psie świadczy o kulturze właściciela. To faktycznie bolączka wielu miast. Ale kagańce nie są niezbędne.
Bezpańskie psy w Lesznie nadal grasują, bramy w posesjach nadal są otwarte! Czy ma dojść do kolejnej tragedii?
Ten artykuł jest bardzo niespójny, najpierw pogryziony miał być syn osoby zgłaszającej a w notatce policyjnej że właściciel psów.
Artykuł jest bardzo spójny. Niespójne są informacje jakie otrzymaliśmy od każdej ze stron.
KOra mam wrażenie że nie zrozumiałaś w którym momencie, kto się wypowiada.
Na początku opowiada o zdarzeniu kobieta, której nie było na miejscu zdarzenia( XD! ), a później jest fragment zgłoszenia na policji osoby uczestniczącej w zdarzeniu.