Na ulicy Targowej przygotowywana jest piąta naczepa trzeciego transportu, darów od mieszkańców Przasnysza i powiatu przasnyskiego dla powodzian. To zwieńczenie całej akcji, która rozpoczęła się, gdy tylko w mediach pojawiły się pierwsze informacje o skali zniszczeń wywołanych przez wodę na południu Polski. Dziś, zaangażowani w organizację akcji społecznicy, mówią wszystkim, którzy dołożyli do pomocy swoją cegiełkę: „dziękujemy!”.
Pomysł zorganizowania pomocy zrodził się po doniesieniach z południa Polski, o zniszczeniach jakie spowodowała powódź. – Na naszych oczach rozgrywała się tragedia wielu mieszkańców. Wszyscy śledzili jak woda wdziera się do kolejnych miast, miasteczek i gmin siejąc spustoszenie i pozbawiając mieszkających tam ludzi dosłownie wszystkiego. Wówczas zrodził się pomysł zbiórki, którym podzieliliśmy się na naszej facebookowej grupie, na której jesteśmy z Jolą Sokołowską, Maciejem Sokołowskim, Marcinem Kawieckim, Marcinem Sachmacińskim i Mateuszem Kowalczykiem – mówią nam członkowie Stowarzyszenia Arena Dobra. – Jeszcze tego samego wieczoru puściliśmy post na facebooku i się zaczęło. Setki telefonów, pytań, informacji. Istne szaleństwo – komentują.
Organizatorzy o pomoc zwrócili się też do Jacka i Tomasza Gadomskich z firmy transportowej Rolatrans, którzy natychmiast włączyli się do akcji i postawili naczepy na ulicy Targowej, gdzie zwożono wszystkie zbierane w różnych lokalizacjach rzeczy.
– Zaczęły się dołączać nowe osoby, nowe instytucje z całego powiatu przasnyskiego, ale też ostrołęckiego, makowskiego. Ruszyła taka lawina, że już po dwóch dniach od ogłoszenia zbiórki, gotowe były dwie naczepy: łącznie 35 ton towaru i 66 palet – dodają nasi rozmówcy. Do akcji dołączyło także dwoje kierowców: Jacek i Remek, którzy wyruszyli ciężarówkami do Nysy.
Z nimi, samochodem osobowym w podróż udali się także Bartosz i Maciej. – Gdy dojechaliśmy na miejsce wieczorem, naszym oczom ukazał się obraz katastroficzny, obraz zniszczeń, zalań, a w powietrzu unosił się taki dziwny zapach, dziwny smak. Zalane były całe dzielnice, domy, szpital i wiele innych budynków, placów. Wojsko zgrupowane było wokół Hali Nysa, gdzie odbywał się rozładunek towarów. Z tego miejsca, busami, dary były rozwożone do mniejszych gmin i wsi.
– Kiedy dojechaliśmy, było już późno i nie było jak rozładować ciężarówki. Katarzyna Siuda odezwała się do rodziny w Nysie i tam wiadomość rozeszła się za pośrednictwem nagranego na szybko tiktoka. Do pomocy przyjechało kilkadziesiąt osób. Rozładunek zajął 2 godziny, a my już wracaliśmy szykować kolejny transport – przekazują nasi rozmówcy.
W Przasnyszu tymczasem trwała kolejna zbiórka.
– Drugim transportem na południe Polski pojechały osuszacze, agregaty, chemia gospodarcza, grzejniki, wiaderka, taczki, miotły, łopaty, czyli to wszystko, co potrzebne było do sprzątania po powodzi. Ten transport trafił do miejscowości Radochów znajdującej się blisko Lądka Zdroju – dodają.
– Tam widok był jeszcze bardziej drastyczny, jak po bombardowaniu, zniszczone domy, pływające w wodzie auta, muł i błoto sięgające po kolana. Przyjęła nas sołtys miejscowości, pani Agnieszka. Tu zasadność tej pomocy poczuliśmy chyba najbardziej jak tylko można. Do tej pory czegoś takiego w życiu nie widzieliśmy. Cierpienie i strach w oczach mieszkańców, bezradność i do tego totalny bałagan – opowiadają. – Strażacy z OSP Radochów pokazali nam zniszczoną remizę, w niej cały sprzęt, motopompa, kombinezony, wszystko zniszczone przez wodę.
Do Stowarzyszenia zgłosili się także rolnicy z Lisiogóry i z Bogatego z informacją, że chcieliby wspomóc rolników z południa Polski.
– Razem z naszymi rolnikami, zaczęliśmy dzwonić pod tych kontaktach, które mieliśmy i szukać tych, którzy potrzebują pomocy. Znaleźliśmy taką osobę i pomoc została przekazana. Druga inicjatywa pochodziła z miejscowość Zawady z gminy Baranowo, tam nasze Stowarzyszenie pomagało w zbiórce dla jednej z dziewczynek, dla Wiktorii. Zapamiętali nas i zadzwonili, że mają transport dla rolników i chcą przekazać, bele itp. Potem dołączyli rolnicy z Krzynowłogi Małej. Transportem zajęły się dwie firmy, ARBA i firma państwa Luberadzkich – opowiadają wolontariusze.
Historia przez nich opowiedziana i tony wsparcia, które z Przasnysza pojechały do powodzian, nie byłyby jednak możliwe, gdyby nie zaangażowanie mieszkańców. – To jak ludzie odpowiedzieli na nasz apel, to jest niesamowite. Wszystko czym zechcieli się podzielić z innymi to rzecz absolutnie bezcenna. Dziś chcieliśmy za to wszystko podziękować. Mieszkańcy Przasnysza mają ogromne serca. Dziękujemy – przekazują nasi rozmówcy.
ren