Czy niewinne ofiary z przasnyskiego Zawodzia doczekają godnego upamiętnienia?
W maju ubiegłego roku obwieściliśmy sukces związany z ponownym upamiętnieniem niemieckiej zbrodni na cywilnych mieszkańcach Przasnysza i okolic, do której doszło podczas II wojny światowej na Zawodziu. Nasza radość okazała się przedwczesna, gdyż do obiecanego upamiętnienia nie doszło. 9 miesięcy to dla urzędników czas zbyt krótki, aby doprowadzić do ustawienia pamiątkowej tablicy.
Kilkukrotnie na naszym portalu pisaliśmy o problemach z upamiętnieniem niemieckiej zbrodni na cywilnych mieszkańcach naszego regionu. W 1942 roku w sąsiedztwie ul. Zawodzie doszło do mordu na Polakach. Z rąk okupantów zginęło wówczas, wedle różnych źródeł, od 20 do 22 osób. W miejscu kaźni, zwyczajowo zwanym grzebowiskiem końskim, w latach 60-tych postawiono pomnik, upamiętniający tragiczne wydarzenie.
W styczniu ubiegłego roku, za sprawą interwencji zainteresowanego lokalną historią przasnyszanina, pisaliśmy, że prywatna działka, na której znajduje się obelisk, jest wystawiona na sprzedaż; powoduje to niepewność co do przyszłości zaniedbanego miejsca pamięci. O szczegółach tej mrocznej historii i problemach z jej upamiętnieniem pisaliśmy tu:
Niepamięć o miejscu pamięci na przasnyskim Zawodziu.
Poprzednie władze miasta nie kwapiły się, aby rozwiązać ten problem, a z powodu utrudnionego dostępu do pomnika niemiecka zbrodnia odchodziła w zapomnienie. I choć co roku miasto godnie upamiętnia członków ZWZ-AK zamordowanych na przasnyskim rynku, inne, równie dramatyczne wydarzenie, ulegało w pamięci przasnyszan zatarciu.
Na skutek naszego artykułu nowe władze miasta dostrzegły problem i wraz z Radą Dziedzictwa Regionalnego, wypracowały satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie. Zaproponowano, aby obecnego miejsca pamięci nie remontować, ponieważ litery znajdujące się na płycie pamiątkowej są już praktycznie nieczytelne. Zdaniem regionalistów korzystniejsze byłoby umieszczenie nowej płyty pamiątkowej w linii ogrodzenia, przy krzyżu, znajdującym się na działce. Prace polegałyby na zdemontowaniu jednego przęsła w ogrodzeniu, wybudowaniu ścianki z kostki klinkierowej i umieszczeniu we wnęce pamiątkowej płyty z nazwiskami zakładników rozstrzelanych na grzebowisku końskim.
Miejsce pamięci miało stać się ogólnodostępne, co umożliwiłoby upamiętnianie ofiar przez wszystkich zainteresowanych. Burmistrz zapowiadał, że o tablicę będą dbać uczniowie przasnyskich szkół, co sprawi, że wspomnienie o tragicznych losach naszych rodaków podczas II wojny światowej nie ulegnie zatarciu.
Idąc za takim rozwojem spraw, w maju ubiegłego roku obwieściliśmy sukces, pisząc, że porozumienie w tej sprawie daje nam jeszcze jedną ważną lekcję – aby rozwiązywać nierozwiązywalne przez lata problemy, wystarczy pomysł, wola dialogu i chęć porozumienia. Pisaliśmy o tym tu:
Zbrodnia na grzebowisku końskim na przasnyskim Zawodziu zostanie upamiętniona.
Jednak nasza radość okazała się przedwczesna, bowiem zabrakło woli działania, co skutkuje tym, że tablicy nie ma do dziś. Za sprawy formalne, związane z umiejscowieniem nowego miejsca pamięci, odpowiedzialny jest Wydział Gospodarki Komunalnej w urzędzie miasta, który postawionego przed nim zadania dotychczas nie zrealizował.
Od czasu porozumienia minęło już wiele miesięcy, dlatego zwróciliśmy się do burmistrza Łukasza Chrostowskiego z prośbą o wyjaśnienie zagadkowej bezczynności. Jak wytłumaczył włodarz, sprawa „jest złożona”, co w naszej opinii nie wyjaśnia niczego. Poznaliśmy za to termin wykonania prac.
– Z Urzędu Miasta wyszła informacja, że zmieniony będzie wygląd miejsca upamiętniającego zbrodnię na grzebowisku końskim przy ul. Zawodzie. Rzeczywiście odbyło się spotkanie na zaproszenie burmistrza Miasta, w którym uczestniczyły wszystkie zainteresowane strony. Sprawa ma charakter złożony. W niniejszej sprawie prace trwają. Zmiana wizerunku miejsca upamiętniającego rozstrzelanie na grzebowisku końskim będzie wykonana w 2020 r. – odparł Łukasz Chrostowski.
M. Jabłońska
Przykre , brak konsekwencji w działaniu.Myślę ,że odpowiedzialni zapomnieli o sprawie (:
Zginął tam mój pradziadek. Przykre,że nikt nie wyraża woli upamiętnienia takich miejsc