O miłości do małej ojczyzny rozmawiamy z Marią Weroniką Kmoch.

Kurpianka, historyczka, nauczycielka w warszawskim liceum, niestrudzona badaczka lokalnych dziejów, autorka licznych publikacji naukowych. Kobieta – instytucja, sławiąca powiat i ukochaną gminę Jednorożec w „wielkim świecie”, a niedawno także na małym ekranie oraz w ogólnopolskich mediach.

Pisze książki, teksty naukowe i popularnonaukowe, redaguje publikacje, zachowuje okruchy lokalnej historii: przeprowadza wywiady z mieszkańcami, zbiera zdjęcia, dokumenty i pamiątki do archiwum społecznego w gminie Jednorożec. Tworzy pytania do konkursów historycznych, przygotowuje wystawy plenerowe zdjęć archiwalnych, prowadzi bloga, profile i fanpage’e na Facebooku, organizuje pokazy filmowe, wycieczki krajoznawcze i rowerowe po gminie, konsultuje renowacje kapliczek i figur przydrożnych, a także dba o miejsca pamięci. To także  wytrwała działaczka organizacji regionalnych: Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Krasnosielckiej, Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Przasnyskiej, Stowarzyszenia „Przyjaciele Ziemi Jednorożeckiej” , Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego, członkini Związku Kurpiów i Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego oraz wiceprzewodnicząca Rady Dziedzictwa Regionalnego w powiecie przasnyskim.

Wydawałoby się, że jej aktywnościami można obdarzyć dziesięć  osób, tymczasem stoi za nimi nasza krajanka – Maria Weronika Kmoch. Rozmawiamy z nią o jej życiu, tajemnicach, pasjach i zainteresowaniach, o zamiłowaniu do genealogii oraz o tym, że warto pochylić się nad własnym rodowodem , a poznawszy losy i dziedzictwo przodków, zastanowić się, jak wiele śladów kulturowych w sobie nosimy, i jak wiele im zawdzięczamy.

Na początku było zainteresowanie historią? Kiedy się pojawiło?

Historia zawsze mnie ciekawiła. Chociaż już w szkole podstawowej brałam udział w konkursach, gdzie zdarzały się zadania związane z historią lokalną, to nie pasjonowały mnie tak bardzo jak historia w ogóle – Polski i powszechna. Może to było związane z tym, że brakowało materiałów na temat dziejów mojego Jednorożca i okolic. Pamiętam jakieś broszurki z bardzo ogólnymi informacjami, wydane na początku XXI wieku. W liceum pracowałam nad projektem, dotyczącym historii I wojny światowej oraz okresu międzywojennego w Przasnyszu i okolicach, ale jeszcze nie wkręciłam się na tyle, by to mnie pochłonęło.

Kiedy zaczęłaś się bliżej przyglądać losom naszego regionu?

Historia regionalna pochłonęła mnie i wciągnęła jak wzburzona fala na drugim roku studiów. Opowiadałam o tym wielokrotnie, chyba przy każdym wywiadzie, ale to nie jako „mit założycielski” mojej regionalnej działalności. Wiosną 2013 roku leżałam w domu rodzinnym unieruchomiona po wypadku, który doprowadził do zatoru tętnicy płucnej i wielu komplikacji. Wszystkie książki, cokolwiek, co by mnie mogło interesować i wypełnić czas, zostało w Warszawie. W zasięgu ręki miałam tylko „Zapiski Ziemi Jednorożeckiej” oraz dwa tomy „Źródeł do dziejów Ziemi Jednorożeckiej”. Lektura mnie zaciekawiła, zapragnęłam dzielić się tymi informacjami z innymi i samodzielnie szukać małych puzzli, z których będę w stanie ułożyć historię mojej rodzinnej miejscowości, sąsiednich wsi, przasnyskiego, Kurpiowszczyzny. Każde kolejne znalezisko nakręcało mnie bardziej, chciałam więcej, dokładniej, chciałam badać, zgłębiać historię, której jeszcze tak dobrze nie znamy.

Ta pasja przyniosła pierwsze widoczne  efekty. Pojawił się blog oraz pierwsze medialne publikacje, choćby na portalu Infoprzasnysz.

Bloga założyłam latem 2012 roku, po pierwszym roku studiów. Powstał, ponieważ szukałam atrakcyjnej formy opowieści na temat tego, jak różne stypendia wpłynęły na moje życie. Konkursu nie wygrałam, ale postanowiłam kontynuować prowadzenie bloga. Wrzucałam posty o tym, jak radzić sobie na studiach, z czasem pojawiły się wpisy na tematy historyczne, ale związane z „wielką historią”, nie lokalną. Dopiero po wypadku, od maja 2013, pojawiać się zaczęły wpisy o historii wsi w gminie Jednorożec, początkowo oparte tylko na literaturze przedmiotu. Sukcesywnie uzupełniałam i rozszerzałam je o nowe informacje, pozyskane samodzielnie ze źródeł. Artykuły na Infoprzasnysz to fragmenty wspomnianej pracy o Przasnyszu w czasie Wielkiej Wojny i w okresie międzywojennym.

Potem przyszła specjalizacja w dziedzinie lokalnej historii?

W 2017  zmieniłam nazwę bloga na „Kurpianka w wielkim świecie”, który zawiera informację o moim pochodzeniu, ale też o miejscu zamieszkania – Warszawie, która może być synonimem „wielkiego świata”. Dzięki pobytowi w stolicy mogę korzystać z wielu archiwów, bibliotek, spotykać różnych ludzi i brać udział w inicjatywach o większym  zasięgu, co skutkuje promocją regionu i rodzinnej okolicy wśród szerszego audytorium, pochodzącego  z różnych zakątków Polski czy nawet poza nią – więc wieści o mojej małej ojczyźnie niosę w świat, będąc w nim obecna. Z drugiej strony pomysły podpatrzone  „w wielkim świecie” czasem aplikuję w lokalnym środowisku, starając się je ożywić, zaproponować coś nowego, interesującego, nieszablonowego. Z blogiem mocno powiązany jest fanpage na Facebooku o tej samej nazwie.

Twoja działalność zaczęła się profesjonalizować. Przyszły pierwsze cenne historyczne opracowania.

Na studiach magisterskich postanowiłam zacząć prezentować swoją wiedzę nie tylko na blogu – w formie popularnonaukowej, ale i podczas naukowych inicjatyw. Odważyłam się wejść ze swoimi regionalnymi puzzlami do świata naukowego. Wzięłam udział w wielu konferencjach, z których większość zaowocowała publikacjami z artykułami mojego autorstwa. Pozytywne recenzje tekstów i entuzjastyczne przyjmowanie referatów utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam co pokazać światu.

To sprawiło, że stałaś się gotowa do napisania książki?

W grudniu 2015 roku sfinalizowałam projekt stypendialny poświęcony przydrożnej małej architekturze sakralnej. Napisałam książkę “Kapliczki, figury i krzyże przydrożne w gminie Jednorożec”. Wcześniej powstał fanpage poświęcony temu tematowi. Projekt kontynuuję i zbieram, cegiełka po cegiełce, uzupełnienia do tematu. Może kiedyś przyjdzie czas na drugie wydanie książki albo e-book.

Kiedy przyszło zainteresowanie genealogią? Jak się zaczęło?

Często, gdy byłam małym dzieckiem i nastolatką, tata często opowiadał mi o przodkach, o babci, która zmarła, zanim się urodziłam, a w czasie wojny pracowała”na torfach”, o pradziadku Janie z sumiastymi wąsami, co walczył z Piłsudskim. Mama opowiadała mniej, a po latach odkryłam, z czego to mogło wynikać. Gdy dorosłam, zaczęło mnie denerwować, że wiele osób z mojego otoczenia przekonywało mnie, że mam niemieckie nazwisko… Niemożliwe! Poza tym w rodzinie krążyła opowieść o tym, że pradziadek przybył z daleka do Drążdżewa Nowego. Początkowo bezskutecznie szukałam przodków w Łączkach koło Kolna, bo tata pamiętał taką miejscowość z opowieści pradziadka, ale to był błędny kierunek.

Właściwym miejscem twoich korzeni okazały się Kurpie?

W końcu grudnia 2015 zaczęłam intensywniej szukać przodków ze strony taty w aktach metrykalnych dostępnych w Internecie. Odtworzyłam to, co opowiadał tata, wzięłam odpis aktu zgonu pradziadka i ustaliłam, że urodził się w 1897 roku w Łączce… na Kurpiach Białych. Było to odkrycie niespodziewane, bowiem jako osoba działająca przez lata w zespole kurpiowskim miałam silną tożsamość regionalną, zielonokurpiowską, a Puszczę Białą traktowałam jako tę „mniej kurpiowską”. A tu taka niespodzianka!

 Jak daleko dotarłaś w poszukiwaniach?

Ustaliłam, że przodkowie Jana pochodzili z Porządzia. Dotarłam do Marcina Kmocha (ur. 1844 r.). Pomyślałam, by poszukać kogoś z Porządzia na Facebooku. Może jacyś Kmochowie tam jeszcze mieszkają?! Pisałam do kilku osób. Trafiłam m.in. na Piotra Kmocha z Porządzia, 2 lata ode mnie młodszego i, jak się później okazało, zainteresowanego historią lokalną, rodzinną. To on podał mi informacje o swojej rodzinie do 3 pokoleń wstecz i po 2-3 dniach ustaliliśmy wspólnego przodka, właśnie wspomnianego Marcina! Ustaliłam, że rodzina Kmochów koncentrowała się przez wieki w Porządziu i okolicach, na terenie parafii Wyszków i Długosiodło. Odtworzyłam drzewo genealogiczne w linii prostej i bocznych do Piotra Kmocha (1764-1842). Od roku 2016  regularnie spotykamy się rodzinnie w Porządziu i okolicach, poznając region przodków.

Badając rodzinne powiązania po kądzieli, udało Ci się natrafić na mrożące krew w żyłach historie.

Ze strony mamy nie miałam tak wielu opowieści. Mało mówiło się o przeszłości, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Drzewo genealogiczne ze strony mamy, pochodzącej z Lipy w gminie Jednorożec, tworzyłam od 2016 roku Opowieścią, która stanowiła impuls do bardziej dogłębnych  badań, był epizod z 1945 roku. Wówczas to członkowie oddziału ROAK pod dowództwem Kazimierza Artyfikiewicza „Trzynastki” schronili się u mojego pradziadka Józefa Krawczyka w Lipie, spali w stodole, ale feralnego 15 lipca zostali pojmani i zabici przez grupę funkcjonariuszy UB, milicjantów i żołnierzy sowieckich. Ich grób na cmentarzu parafialnym w Jednorożcu odwiedzałam od dziecka, mimo że nie wiedziałam, że byli powiązani z moją rodziną.

To była rodzinna tajemnica?

W rodzinie wiedziano o wspomnianych wydarzeniach, ale się o tym nie mówiło, istniała jakaś dziwna aura tajemniczości. Może było związane z obawą o represje, jakich można było doświadczyć za pomoc „wrogom Polski Ludowej”. Nie wiem, czy pradziadek doświadczył jakichś prześladowań za pomoc ROAK. Okazało się, że opowieści ze strony mamy mogą być równie ciekawe, co ze strony taty, choć może trudniej będzie do nich dotrzeć. I rzeczywiście, poszukiwania zdjęć, na których byłby pradziadek, trwały długo. Udało się dopiero w zeszłym roku  dzięki kontaktowi z potomkami pradziadka z drugiego małżeństwa (ja jestem z pierwszego) oraz przygotowaniami do wystawy plenerowej w Lipie. W archiwum Stanisława Gosia z Lipy, przekazanym nam przez jego córkę, znalazłam mnóstwo innych zdjęć, na których widać moją mamę i jej rodzeństwo w czasach szkolnych. Dzięki dobremu zachowaniu źródeł udało mi się doprowadzić drzewo genealogiczne Gosiów, przodków prababci Marianny, do I połowy XVIII wieku, kiedy to żył Szymon Goś, ojciec Macieja, urodzony w 1750 r.

Czy poszukiwanie własnych przodków może pomóc wzmocnić własną tożsamość?

Zajmowanie się historią rodziny pozwala mi odpowiedzieć na pytanie: kim jestem? Skąd się wzięły we mnie pewne cechy charakteru, zainteresowania, zachowania. Pradziadek był w Rosji, choć o tym nie wiedziałam, kiedy zainteresowałam się bieżeństwem (przesiedleniem ludności w głąb Rosji – przyp. red.). Ciągnęło mnie do tego, żeby poznać lepiej postać ks. Jana Trzaskomy. Dlaczego? Może podskórnie czułam, że jest związany z moją rodziną przez posługę w parafii obejmującej tereny zamieszkania moich przodków. Angażując się w akcję zbierania podpisów pod apelem do burmistrza Działdowa o godne upamiętnieniem obozu KL Soldau i zabezpieczenie budynków poobozowych, nie myślałam o tym, że jednocześnie dbam o pamięć brata prababci, który tam przebywał. Wielokrotnie moje przeczucie i instynkt historyczny mnie nie zawiodły, choć nie zawsze rozumiałam, skąd te przeczucia się biorą. Czyżby przodkowie mnie prowadzili? Podpowiadali, gdzie się udać, jakim tropem podążyć?

Genealogia pozwala mi lepiej dostrzec, jakie wartości są dla mnie ważne, co cenię w życiu. Utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem tu i teraz dzięki nim – moim przodkom i przodkiniom. Do ich historii dokładam swoją cegiełkę. Poznając ich dzieje, czasem niełatwe, niekoniecznie będące powodem do dumy, uczę się akceptacji w stosunku do innych i samej siebie. Mogąc poznać ich historię, poznaję siebie.

Dzięki temu ustaliłaś też etymolgię swojego nazwiska i zdementowałaś pogłoskę o jego pochodzeniu.

W kwestii nazwiska Kmoch ustaliłam, że pochodzi od kuma, kumocha, czyli ojca chrzestnego, ale też swata. Kuzyn Piotrek podał mi powiedzenie, które znał, a którego ja nie kojarzyłam, związane z nazwiskiem: „Kmoch kumosi buteleczkę nosi”, co idealnie oddaje znaczenie naszego nazwiska. Krawczyk – nazwisko rodowe mamy – to zdrobnienie od krawca. Krawczyk mógł być synem krawca, a raczej czeladnikiem, jego uczniem. Sprawa innych nazwisk w moim  drzewie jest równie ciekawa, ale na to jeszcze przyjdzie czas.

Badając losy rodziny, nawiązałaś kontakt ze swoim kuzynem, z którym jesteście w przyjaźni. Co jeszcze daje śledzenie drzewa genealogicznego?

Daje mi to spełnienie, szczęście. Czuję się tak samo błogo jak wtedy, kiedy odkrywam coś dotyczącego historii gminy Jednorożec, przasnyskiego czy Kurpiowszczyzny. A jeśli mogę się tym szczęściem dzielić z innymi, to jest to podwójna radość. Genealogia jest w ostatnich latach niezwykle popularnym hobby i czuję się zaszczycona, że zwrócono uwagę na moje podejście do historii rodzinnych. W tegoroczne wakacje zostałam zaproszona  do udziału w nagraniu ogólnopolskiego programu telewizyjnego, a moja opowieść znalazła się w warszawskim wydaniu poczytnego dziennika. O historii regionalnej, ale i genealogii, opowiadałam wielokrotnie w różnych stacjach radiowych. Śmieję się, że jeśli raz na rok pojawiam się w lokalnej prasie, to wyrabiam limit medialny. W tym roku byłam szczególnie obecna w mediach, bo nie tylko regionalnych, ale w różnych środkach masowego przekazu: radio, prasie, Internecie, telewizji.

Wracając do pytania, jakie są profity z badań genealogicznych, to dla mnie fascynujące jest odkrywanie powiązań historii regionalnej, bliższej niż ta „wielka”, ale jednak nadal jakoś odległej, z historią mojej rodziny, rodzinnej miejscowości, sąsiedniej wsi. Pradziadek ukrywający partyzantów, pradziadek emigrujący za chlebem, pradziadek wiozący bryczką księżną Marię Ludwikę z Krasińskich Czartoryską, gdy przyjeżdżała do swoich dóbr krasnosielckich i chciała je obejrzeć, krewny w KL Soldau, kuzyn w RAF… Takie przypadki sprawiają, że historia regionalna staje się ciekawą łamigłówką, której rozwiązywanie sprawia wiele przyjemności.

Takie poszukiwania szlifują charakter?

Genealogiczne poszukiwania uczą cierpliwości i zachęcają do dociekliwości. O ile z tym drugim nie mam problemu, tak z pierwszym owszem, więc dokładanie kolejnych puzzli do rodzinnej układanki, czekanie na nowe informacje, przeczekiwanie okresów posuchy czy niemożności wyjazdu w dane miejsce uczy wytrwałości. Pomaga wyrobić dobre cechy charakteru. Genealogia pozwala na rozwiązywanie zagadek z przeszłości, ćwiczy umiejętność łączenia faktów i myślenia przyczynowo-skutkowego. Genealogia jest dla mnie również impulsem do odwiedzenia miejsc, do których może sama z siebie bym nie dotarła. Czy pojechałabym do Porządzia, Rząśnika, skoro uważałam Kurpie Białe za „mniej kurpiowskie”? Czy zainteresowałabym się przeszłością Puszczy Białej? Szczerze w to wątpię.

To umożliwia także poznanie nowych osób i miejsc?

Poszukiwania rodzinnych powiązań pozwalają na spotkanie niezwykłych ludzi. Czasem tylko internetowo, a czasem osobiście. Bo jak, jeśli nie przymiotnikiem niezwykłe, określić spotkanie ludzi, którzy widzą się po raz pierwszy i czują od razu, że coś ich łączy? Gdy okazuje się, że osoba znajdująca się daleko w drzewie ma podobne zainteresowania? Co więcej, że zachowuje się podobnie, że w rodzinie są te same cechy, które zauważamy do dziś? Kiedy okazuje się, że znajoma z Facebooka, śledząca od lat mojego bloga, jest kuzynką, podobnie jak sąsiadka i dobra koleżanka (i to urodzoną tego samego dnia co ja)!

Genealogia sprawiła, że zbliżyłam się do niektórych członków rodziny: i tej bliższej, i tej dalszej. Okazało się, że pewne kwestie też ich interesują, że też się nad nimi zastanawiali. Pragnęli podjąć pewne działania. Brakowało tylko impulsu. Nadszedł, bo ktoś – w tym wypadku ja – wykonał pierwszy krok.

Domyślam się, że nie powiedziałaś jeszcze ostatniego słowa. Jakie są Twoje plany na bliższą i dalszą przyszłość?

Mam nadzieję, że niedługo uda się wydać monografię parafii Jednorożec, nad którą pracuję od 4 lat. Jest szansa na pozyskanie środków na finalizację projektu. Planuję rozwijanie archiwum społecznego, dokończenie rozpoczętych inicjatyw, oddałam do druku opracowanie dziejów policji w pow. przasnyskim w okresie międzywojennym. Fascynują mnie nazwy miejscowe, mikrotoponimy – chciałabym kiedyś zrobić mapę i przewodnik ich śladami po gminie Jednorożec. Chcę zbadać zmiany wyglądu i znaczenia stroju kurpiowskiego w zachodniej części regionu, szczególnie w Jednorożcu i okolicach. Interesuje mnie bieżeństwo z północnego Mazowsza. Chciałabym się lepiej zająć zabytkami lokalnymi oraz miejscami pamięci. Kiedyś pewnie przyjdzie czas na doktorat. W historii regionalnej najbardziej przepadam za okresem między powstaniem styczniowym a II wojną światową i prawie każdy temat z tego zakresu chronologicznego mnie interesuje. Chłonę wszystko jak gąbka, ale nie pogardzę innymi czasami. Dzięki regionaliom przekonałam się do PRL.

Mam tak wiele planów, tak wiele pomysłów, że czasem sama jestem zaskoczona, jak kreatywnym można być, jeśli robi się to, co się absolutnie kocha.

Dziękuję za rozmowę.

M. Jabłońska

Sprawdź również
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Mik
Mik
4 lat temu

Jestem fanem bloga Kurpianka w wielkim świecie 🙂 dobra robota. polecam dla osób, których ciekawi nie tylko historia Kurpi ale i Polski.

Mariusz
Mariusz
4 lat temu

Przestańcie już promować na siłę kurpiankę. Czy w Przasnyszu nie ma historyków ?